2013-04-12
Zobaczyć ten grymas na twarzy – BEZCENNE!
Prezes Bayernu stwierdził, że Borussia to najsłabsza drużyna w półfinałach i chce na nią trafić. Czyli powiedział to, co myśli. Jak zwykle zresztą.
Dziś losowanie par półfinałowych Ligi Mistrzów. Do wyciągnięcia tylko cztery kulki. Byłoby nudno, gdyby nie prezes Bayernu. Na Uliego Hoenessa zawsze można liczyć. Zamiast kolejny raz słuchać frazesów typu - „na tym poziomie nie ma już słabych drużyn” czy „jest nam obojętne na kogo trafimy” - wszyscy dyskutują o tym co powiedział. Czyli, że najlepiej gdyby Bayern trafił na Borussię, bo jest najsłabsza w tym gronie, więc zdecydowanie do ogrania!
Najpierw tytułem przypomnienia – kim jest ten pan? Byłym piłkarzem, nawet mistrzem świata, który w finałach w 1974 roku nie strzelił karnego Tomaszewskiemu. Za to jestem nawet skłonny polubić przez pięć minut (ale nie dłużej!) Jana T. Później złotousty Uli przez trzydzieści lat był menedżerem Bayernu. Aż w 2009 roku został jego prezesem. Na walnym zgromadzeniu klubu głosowało na niego aż 4458 z 4490 uczestników.
Hoeness zawsze mówi co myśli. Ale zdarzało się też, że coś powiedział, choć chyba nie do końca wiedział co. Opinia o Borussii jest w jego ustach prawie komplementem. Czy raczej kulturalną oceną szans półfinalistów przed losowaniem.
W ubiegłym roku najpierw zakomunikował, że Borussia nie ma graczy światowej klasy, jedynie zawodników wciąż głodnych sukcesów. A później zdołował ją jeszcze bardziej twierdząc, że jest klubem co najwyżej o znaczeniu regionalnym, podczas gdy Bayern globalnym. Dlatego nigdy mu nie dorówna. Na pocieszenie „regionalnej drużynie z Dortmundu” mogę tylko podpowiedzieć, że podobnymi chwilami szczerości pan Hoeness uraczył też pozostałych potencjalnych rywali w tegorocznym półfinale Ligi Mistrzów.
Oficjalne powitanie Davida Beckhama w Madrycie w 2003 roku określił farsą, jakiej jeszcze nigdy nie widział. W ubiegłym miesiącu przyznał, że tylko jeden - dwóch piłkarzy Barcelony czy Realu miałoby szansę załapać się do składu Bayernu. Przed rokiem oba kluby nazwał bankrutami, a prowadzoną przez nie politykę finansową - kompletnym brakiem wyobraźni.
Spośród obśmianych i napiętnowanych nikt i tak nie przebije właściciela Chelsea. Przed pięcioma laty Hoeness zwyzywał go od mafiosów, a zebrało mu się na wynurzenia przy okazji… tankowania samochodu. Doszedł do wniosku, że benzyna kosztuje za dużo, bo ludzie pokroju Romana Abramowicza muszą gdzieś zarabiać pieniądze na astronomiczne transfery.
Gdy w maju ubiegłego roku Bayern miał walczyć z Chelsea w finale Ligi Mistrzów w Monachium, przypomniał jeszcze jaka jest różnica pomiędzy obu klubami: „My wydajemy własne pieniądze, a oni ruble Abramowicza”.
Z pewnością miał rację, choć różnic było więcej. Przede wszystkim ta, że w finale Chelsea pokazała, że ma jeszcze jaja, których zabrakło rywalom. I upokorzyła w karnych na ich własnym stadionie.
Zobaczyć grymas na twarzy Hoenessa po tym meczu – DOPRAWDY BEZCENNE! Za resztę można zapłacić pieniędzmi jakie Bayern ma na swoim koncie. A jego prezesowi powiedzieć – Uli możesz sobie pyskować ile chcesz do końca życia. Już zapłaciłeś za przyszłe grzechy. Większą karę, niż wspomnienie przegranego finału w Monachium, trudno sobie wyobrazić. I jeszcze ten uśmiechnięty od ucha do ucha Abramowicz hasający z pucharem po murawie…
▬ ▬ ● ▬