2021-01-08
Złotouści 2020, cz. 4
W zakończonym niedawno roku działo się wiele na piłkarskich boiskach. Jednak warto z niego zapamiętać nie tylko wspaniałe akcje, ale też niektóre wypowiedzi.
Piłka nożna jest sportem zespołowym i chciałbym zadedykować tę nagrodę moim kolegom, trenerowi i wszystkim pracownikom Bayernu. Poświęcam życie piłce nożnej i robię absolutnie wszystko, by dać sto procent swojej drużynie.
Robert Lewandowski, zawodnik Bayernu Monachium, po otrzymaniu nagrody Piłkarza Roku UEFA
***
[Lewandowski] To zdecydowanie najlepszy polski piłkarz w historii - nie ma wątpliwości Maciej Maleńczuk. Zasłużył na to, jest bardzo skuteczny. Bardzo go lubię i dlatego ubolewam, że tak słabo mu podają w kadrze. Jest teraz chyba najrówniejszym zawodnikiem na świecie. Może nie cechuje go wielka finezja, ale umiejętności techniczne również są jego mocną stroną. To nie Inzaghi, który machał nogami we wszystkie strony aż wreszcie trafił w piłkę i w ten sposób zdobywał gole.
Maciej Maleńczuk, piosenkarz i kibic Cracovii
***
Nie powiedziałbym, że drużyna, w której gra Robert Lewandowski, może mieć kłopoty w ofensywie, ale w którymś momencie na pewno pojawi się pytanie: jak nie on, to kto trafi do siatki? Reprezentacja Polski strzela niewiele goli, mamy mało bramkostrzelną drugą linię – więcej wymagałbym od środkowych, ofensywnych pomocników i skrzydłowych. We wrześniu, przeciwko Holandii, Krzysiek Piątek miał jedną okazję, w dwóch meczach dwa strzały oddał Kamil Jóźwiak – oba niecelne i nieprzygotowane. Nasza gra ofensywna opiera się głównie na jednym piłkarzu, Lewy potrzebuje większego wsparcia.
Andrzej Juskowiak, były reprezentant Polski
***
Patrząc na mentalność i atmosferę jestem spokojny, jak ta drużyna jest silna. Razem przechodziliśmy różne trudne momenty, ale zawsze umieliśmy sobie z tym poradzić. Jeśli chodzi o budowanie reprezentacji na pewno potrzeba trochę czasu. Naszą pracę zaczęliśmy po nieudanych mistrzostwach świata w Rosji. Przez dwa lata mieliśmy trochę przemeblowań w składzie, ale zostali starsi zawodnicy. Ich rola w kadrze jest bardzo ważna na boisku i poza nim, bo przygotowują następne pokolenie do przejęcia odpowiedzialności. Teraz jesteśmy na takim etapie, że stać nas na zwycięstwa z najlepszymi.
Najpiękniejsza rzeczą jest to, że w drużynie reprezentacyjnej czy klubowej jest konkurencja. My dążymy do tego, aby mieć dwóch równych zawodników na każdej pozycji. Ten przyszły rok będzie napięty i potrzebujemy mieć wszystkich zawodników w gotowości. Przed mistrzostwami Europy czekają nas trzy mecze eliminacyjne. Nigdy nie było czegoś takiego w historii.
Jerzy Brzęczek, trener reprezentacji Polski
***
Drużyna rodzi się wtedy, kiedy zapłacze w szatni. Nauczyciel mojego syna powiedział po porażce z Wyspami Owczymi w poprzednich eliminacjach: „Powiedz tacie, żeby się nie przejmował. Każdy ma swoje Wyspy Owcze”. My mieliśmy je dwukrotnie. Dzięki temu powstała drużyna, choć najedliśmy się wówczas wstydu.
Pokazaliśmy polskiej piłce, pierwszej reprezentacji kilku graczy, którzy, mam nadzieję, pomogą naszemu futbolowi. Bolonia i spotkanie młodzieżowego EURO z Włochami – fantastyczna sprawa. Fajnie patrzeć jak Chiesa nie poradził sobie z Pestką, a Nicolo Barella z Dziczkiem.
Czesław Michniewicz, trener reprezentacji Polski do lat 21, po meczu z Bułgarią (1:1)
***
Mogę powtórzyć to, co powiedziałem chłopakom w szatni. Jestem z nich dumny, napisaliśmy historię. To coś pięknego, jak ten zespół się budował, dojrzewał i zmieniał sposób grania. Zagraliśmy trzy mecze na wyjeździe i każdy z nich z przeciwnikiem rozstawionym wyżej od nas, z krajów, w których już dawno nie udawało nam się wygrać.
Dariusz Żuraw, trener Lecha Poznań, po zwycięstwie 2:1 nad belgijskim Charleroi i awansie do fazy grupowej Ligi Europejskiej
***
Jesteśmy szczęśliwi i dumni, choć twardo stąpamy też po ziemi. Musieliśmy się ostatnio w Lechu nauczyć pokory. Wydaje mi się, że najważniejsze było to, iż po pięciu latach bolesnych porażek, których doznaliśmy w ostatnich latach, musieliśmy nauczyć się wstawać. To nie było tak, że szorowaliśmy dno Ekstraklasy, ale po raz kolejny musieliśmy wstawać, wyciągać wnioski, rozumieć, co poszło nie tak i uczyć się. Dziś przede wszystkim staramy się odpowiedzieć na pytanie, jakie jest DNA Lecha, jest ma być dla kibiców i jak ma grać w piłkę. A następnie konsekwentnie przestrzegać zasad, które sobie sformułowaliśmy.
Piotr Rutkowski, wiceprezes Lecha Poznań
***
Jest atletycznie zbudowany, silny i dobrze gra obiema nogami.
Dan Ashworth, dyrektor techniczny Brighton & Hove Albion, po zakupie Jakuba Modera
***
Było sporo zmian w klubie, ale to nie wyjaśnienie. Legia ma jakościowych piłkarzy, potrafiących wiele dobrego zrobić. Po prostu obs******* się na boisku.
Joel Valencia, zawodnik Legii Warszawa po porażce tej drużyny 0:3 z azerskim Qarabag Agdam w kwalifikacjach do Ligi Europejskiej
***
Wstyd się przyznać, zasnąłem.
Bogusław Leśnodorski, były prezes Legii Warszawa, o meczu tej drużyny z Pogonią Szczecin (0:0)
***
Wszystkie spotkania, pod każdym względem, były słabsze od tych z poprzedniego sezonu. Mówię o liczbie stworzonych sytuacji, pomyśle, sposobie poruszania się po boisku, rozwiązywaniu sytuacji, podejmowaniu decyzji. Wszystko się popsuło, było ociężałe i wolniejsze o jedno-dwa tempa. Każde statystyki – ofensywne i defensywne – mieliśmy gorsze. A skład wcale nie wyglądał słabiej. Każdy piłkarz, dosłownie każdy, grał dużo poniżej możliwości. Już niedługo kibice zobaczą, jakie mają umiejętności i będą mieli przyjemność z oglądania Legii. Ale w tamtym momencie zawiedliśmy wszyscy. Drużyna nie funkcjonowała na boisku, była wycofana, brakowało błysku, który mieliśmy w zeszłym sezonie. Sportowiec funkcjonujący w zespole powinien wymagać od siebie i kolegów pełnego poświęcenia, brania odpowiedzialności za mecz.
Radosław Kucharski, dyrektor sportowy Legii Warszawa
***
Najpierw chciałem być piłkarzem. W dzieciństwie grałem w jednym z paryskich klubów. Miałem 15-16 lat, gdy pierwszy raz zamarzyłem, by zostać prezesem, właścicielem klubu. Po latach udało mi się spełnić to marzenie.
Rozmowy z żoną były bardzo trudne. Powiedziała, że rozstanie się ze mną, jeśli kupię klub piłkarski. Mówiła, że powinienem te pieniądze przeznaczyć na rodzinę, na dzieci. To były ostre kłótnie. Dla niej to był kompletny absurd, by kupować klub. Powoli zacząłem jej tłumaczyć, dlaczego tak zdecydowałem. Teraz sama pojawia się na meczach Polonii. Widzi, że to ciekawy projekt. Ale pierwsze rozmowy na ten temat były ciężkie. Strasznie bała się tego, że kibice mogą zagrażać naszej rodzinie.
Nikt mi nie powiedział, że to dobry pomysł. Wszyscy mi odradzali kupna klubu, mówili, że jestem głupi, bo będę miał problemy z kibicami i stracę pieniądze. Jestem od początku świadomy, że muszę dużo zainwestować w Polonię - 10 mln złotych, a może i więcej. Jeśli dzięki temu uda się uratować ten klub, to będzie to ogromny sukces, także mój życiowy. Mimo, że ludzie odradzali mi kupno Polonii, wiedziałem, że chcę spróbować. Traktuję to też jako okazję, żeby spełnić swoje marzenie o prowadzeniu klubu piłkarskiego z wielką historią i dużym potencjałem. Może za 30 lat uznam, że był to ogromny błąd, ale dziś dam z siebie wszystko, by Polonia została odbudowana.
Nie mam nic do Legii. Oczywiście wolę Polonię, ale to nie znaczy, że mam w sobie jakąś nienawiść do Legii. Wielu moich znajomych jej kibicuje. Polonia, mały klub w trzeciej lidze, powinna być obojętna kibicom Legii. Ci bardziej powinni zajmować się rywalizacją w ekstraklasie z Lechem, Górnikiem czy Jagiellonią. Powiem więcej, prawdziwy kibic Legii powinien kibicować Polonii. Jeśli wrócimy do ekstraklasy, Legia także na tym zyska. Za co fani tak kochają futbol? Za emocje. Największe emocje są na derbach albo w spotkaniu między największymi rywalami, jak Barcelona - Real. Dlatego kibicowi Legii powinno zależeć na tym, by Polonia się odbudowała. Derby pomogą obu klubom. Przyciągną zainteresowanie mediów, sponsorów.
Gregoire Nitot, nowy właściciel Polonii Warszawa
***
My za ostatni sezon ponieśliśmy stratę 4,6 miliona. Bayern miał stratę 100 milionów, Borussia Dortmund 70 milionów.(...) Okazuje się, że ten zarząd, który wszystko źle robił i jest do niczego, jednak taki zły nie był.
Krzysztof Zając, prezes Korony Kielce
***
Wszyscy sądzą, że gdy piłkarz decyduje się skończyć kierunek studiów związany z psychologią, jak ja mental coaching (trening mentalny), to robi to, by po zakończeniu kariery piłkarskiej stało się to jego nowym zawodem. A ja wybrałem go tylko po to, by pomóc samemu sobie. Psychika ludzka bardzo mnie interesuje, sporo już w tym temacie wiem. Będąc tyle lat w sporcie, wiele już widziałem, po mowie ciała umiem rozpoznać, czy ktoś mówi prawdę, czy kłamie, czy jest zdenerwowany.
Terapeuta nie jest potrzebny, kiedy jest ci źle, tylko aby ten gorszy czas nie przyszedł. Sam planuję wkrótce wybrać się do takiego człowieka. Myślałem już o tym w trakcie pandemii, kiedy nie miałem żadnego celu. Wcześniej cały dzień był rozplanowany, kiedy koronawirus zamknął nas w domach, trzeba było pracować samemu tylko dla siebie. To wymaga dużej mobilizacji. Poza tym jestem człowiekiem, który zazwyczaj szuka winy w sobie, nie w innych. Kiedy ktoś się na mnie obrazi, nie myślę, czy ma rację, tylko od razu się zastanawiam, co złego zrobiłem. To są segmenty w życiu, które warto poruszyć właśnie z psychoterapeutą, by swoje myślenie można było skonfrontować ze specjalistą.
Przychodząc do Lecha, byłem świadom, jaka może być nagonka, gdy przyjdzie gorszy dzień. Widziałem, co spotkało Carlo Muhara, Mickeya van der Harta. Wiem, że najważniejsze jest zdanie sztabu szkoleniowego. A co mówi anonimowy kibic, nie ma znaczenia. Kiedyś przeczytałem takie zdanie: „Głupi ludzie rozmawiają o innych ludziach. Mądrzy rozmawiają o faktach, a wybitni o ideach”. Tak to wygląda. Nie ma sensu tracić energii na tych pierwszych. Choć oczywiście ich reakcje zawsze dotrą, bo przekaże ci je mama, tata, znajomy. Naturalne.
Filip Bednarek, bramkarz Lecha Poznań
***
Do 2015 roku byłem kierowcą i skończyłem z tym dopiero, gdy przenosiłem się do Warty. Praca polegała na rozwożeniu towaru do sklepów. Zrywałem się z łóżka wcześnie rano, często nawet w nocy. Potem gdy kończyłem, nie zawsze udawało mi się zdrzemnąć i musiałem już gonić na trening w Jarocie Jarocin. W weekendy do tego wszystkiego dochodziły mecze, więc mój organizm był mocno eksploatowany. Gdy dziś o tym myślę, sam siebie podziwiam za to, ile wtedy miałem energii.
Bartosz Kieliba, obrońca Warty Poznań
***
Mi nic w życiu nie przychodzi szybko i łatwo. Czekałem do 25. roku życia, aby zaistnieć w ekstraklasie, do 28., by trafić do jednej z pięciu najlepszych lig na świecie. Zapracowałem na to, wydarłem to, tak samo jak ten występ od pierwszej minuty w reprezentacji. Dla mnie, dla moich bliskich, to niesamowite uczucie. Piękna sprawa usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego z murawy. Spełniłem swoje marzenie, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Silniejszy, bo transfer do Eibar na pewno wzmocnił mnie psychicznie. Czuję, że zrealizowałem wiele piłkarskich marzeń, że przenosiny do LaLiga dały mi kopa motywacyjnego. Ta zmiana nie jest łatwa, bo trafiłem do klubu, który preferuje zupełnie inny styl gry niż Dinamo, w którym bardzo trudno porozmawiać z kimkolwiek po angielsku. Muszę się jednak przystosować, przyjechałem do nich i jak najszybciej muszę się nauczyć hiszpańskiego. Tego się nie zrobi w trzy tygodnie, więc staram się być cierpliwy. Wierzę, że jeśli wywalczę sobie miejsce w Eibarze, to będę miał szansę zagrać w Hiszpanii na EURO. To mój cel.
Damian Kądzior, pomocnik reprezentacji Polski i SD Eibar
***
Mogłem grać 90 minut, ale trener uważał, że musi mnie zmienić niezależnie od tego, jak grałem. Pamiętam mecz z Lechem, przegrywaliśmy, oni grali w dziesiątkę, a trener w 80. minucie zmienił mnie - napastnika, na innego napastnika. Nie rozumiałem i nie rozumiem, dlaczego tak postępował. Kiedy byłem n rozmowach we Frosinone, dyrektor sportowy zapytał, dlaczego zawsze byłem w Piaście zmieniany. Mówił, ze był na jednym z moich meczów i zupełnie tego nie rozumiał, bo byłem jednym z najlepszych na boisku, a jednak schodziłem, mimo że Piast musiał odrabiać straty. Nic nie mogłem zrobić. Jestem trenerowi Fornalikowi wdzięczny, że dawał mi szansę, ale jest też druga strona medalu. Akceptowałem jego decyzje, ale nie ukrywam: bardzo mocno mnie to wkurzało. I był to jeden z powodów, dla których chciałem odejść.
Gdyby takie zajęcia miał zrobić jakikolwiek piłkarz Piasta, to czułby się dokładnie tak, jak ja. Jestem o tym przekonany. Bo to są kompletnie inne zajęcia niż te, które mieliśmy w Gliwicach. Wszyscy się dziwili, że Dziczek potrzebował pół roku, by się przestawić. Mnie to absolutnie nie zaskakuje. Kiedy porównam to, jak trenowaliśmy w Piaście i zajęcia tutaj, to naprawdę jest inny świat.
Piotr Parzyszek, zawodnik Frosinone Calcio, wcześniej Piasta Gliwice
***
Skoro zostałem wywołany do tablicy, muszę zabrać głos, choć wcześniej tego nie robiłem. Ja nawet nie wiem, jak odebrać te wszystkie zarzuty. Szukam najbardziej odpowiedniego określenia i każde wydaje mi się niewłaściwe. Jestem zdziwiony, zszokowany i rozczarowany, że piłkarz, którego w Piaście przywróciliśmy do żywych, bo wcześniej próbował sił w innych drużynach i nie za bardzo mu się powodziło, tak podsumował naszą dwuletnią współpracę. Trafił do klubu, który go odbudował, postawił na niego, stworzył mu idealne warunki do grania i dobrze go wynagradzał. A teraz podważa sukces, jaki wspólnie osiągnęliśmy. Bo jego słowa są podważaniem naszych sukcesów. Jeżeli tak źle trenowaliśmy, jak to przedstawia Parzyszek, to skąd mistrzostwo Polski, skąd potem trzecie miejsce? Zastanawiam się, czy drugoligowy włoski klub powinien być wyznacznikiem dobrego i skutecznego szkolenia. Proponuję poczekać pół roku, cały rok i dopiero wtedy sensownie ocenimy dokonania Piotra w nowej drużynie.
On swoimi wypowiedziami najbardziej ubliżył moim współpracownikom ze sztabu, którzy poświęcali mu godziny, dni i tygodnie, żeby w ogóle mógł grać na ligowym poziomie. Bo na początku był taki moment, że sprawa stanęła na ostrzu noża – czy Piotrek nadal będzie w Piaście, czy jednak to nie ma sensu. Wielokrotnie broniłem go przed negatywnymi komentarzami, argumentowałem, że z czasem osiągnie dobrą formę. Uspokajałem i mówiłem, że trzeba poczekać. Wytrzymaliśmy ciśnienie. To był proces, który z mojej strony wymagał przemyślanego planu i cierpliwości. I udało się, Piotr oczywiście na tym najwięcej skorzystał i był ważnym ogniwem w ustalonej układance, gdzie działały pewne automatyzmy. Niestety, teraz wykazał się co najmniej brakiem zdroworozsądkowego myślenia, skoro sugeruje, że treningi w Piaście działały na jego szkodę.
Waldemar Fornalik, trener Piasta Gliwice
***
SSC Napoli chciało przedłużyć ze mną kontrakt na kolejne 5 lat. Klub dał mi wybór: albo podpisujemy umowę, albo odchodzę. Zdecydowałem, że chciałbym spróbować czegoś nowego, w innym miejscu. Miałem dwa wyjścia, a skoro odmówiłem przedłużenia kontraktu, sytuacja stała się jasna. Menedżer, Dawid Pantak, szukał mi klubu. Pojawiło się zainteresowanie ze strony pewnych zespołów, doszło do rozmów. Pandemia koronawirusa kilka spraw skomplikowała, jak zresztą wielu piłkarzom. Mi też nie pomogła.
Rozumiem, że kibice mogli „zwariować”, gdy codziennie pojawiały się na mój temat kolejne szokujące wieści. Mam nadzieję, że zrozumieją moją perspektywę.
Uważam, że na końcu nie zostałem dobrze potraktowany. W klubie są też inni gracze, którzy nie przedłużyli umów, a o nich jest cicho. Przez dwa ostatnie sezony byłem najlepszym strzelcem zespołu, zawsze dawałem z siebie sto procent. Czy mam żal? Nie, bo wiem, jak to funkcjonuje. Trochę pocierpię, ale wytrzymam.
Arkadiusz Milik, piłkarz Napoli
***
Bardzo smutny dzień dla wszystkich Argentyńczyków i futbolu. Opuścił nas, ale nigdzie się nie wybiera, ponieważ Diego jest wieczny.
Lionel Messi, reprezentant Argentyny, po śmierci Diego Maradony.
***
Na pewno najważniejszym meczem jaki sędziowałem Diego, w roli sędziego bocznego, był finał mistrzostw świata we Włoszech, w 1990 roku. Argentyna przegrała wówczas z Niemcami i muszę przyznać, że po tym spotkaniu było bardzo nerwowo. Argentyńska drużyna kopała w drzwi, trochę było tam demolki, mieli wielkie pretensje do sędziego, wyzywali od mafii, ale chodziło o głównego, który był z Meksyku. Natomiast najbardziej emocjonalnym meczem był półfinał, rozgrywany w Neapolu, a przecież wiadomo, że Maradona był tam bogiem. Pamiętam ten wielki, na pół stadionu, transparent: „Diego kochamy cię, ale dziś musi wygrać Italia”. Niezwykłe emocje, rzuty karne, wygrana Argentyny. Maradona był po tym meczu w amoku. Po drodze do szatni nawet mnie uścisnął.
Schodząc z boiska był bardzo rozemocjonowany, całował i ściskał każdego na swojej drodze. Też się jakoś znalazłem w tym miejscu, przez które przechodził, więc wyściskał i mnie. Taki to był człowiek, pełen emocji.
Przyznam szczerze, że było dwóch piłkarzy, którzy sprawiali, że zapominałem po co ja jestem na boisku, zapominałem trochę o swojej roli sędziego. To byli Diego Maradona i Mirosław Okoński.
Michał Listkiewicz, były sędzia międzynarodowy
***
Tata miał fajną taktykę: „Strzelimy gola i niech oni się martwią. Tamci się odkryją, to my ich znowu skarcimy”. To oczywiście wielkie uproszczenie, proszę nie interpretować tego dosłownie, ale wiadomo, jaki jest sens. Drużyna ojca atakowała i to się podobało. Teraz bardziej gra się, żeby nie stracić bramki.
Mamy dobrych zawodników ofensywnych. Zastanawiam się nieraz, o co w tym wszystkim chodzi, że piłkarze, którzy z niejednego pieca jedli chleb, jednak w kadrze nie prezentują wszystkiego. Bez Roberta Lewandowskiego jest ciężko. Czekam, aż pewną barierę przełamie Piotrek Zieliński. Jak jest „luźny”, to potrafi wszystko. Nie chcę go porównywać do Kazia Deyny, ale nie ma przecież gorszej techniki, strzału, czy wizji gry. Kaziu potrafił to jednak przełożyć na mecz.
Dariusz Górski, syn trenera Kazimierza Górskiego
***
Prasa angielska podsycała, tworzyła wokół nas złą atmosferę. Przecież z Janka Tomaszewskiego zrobili klauna, o mnie pisali, że się nie uśmiecham, więc to oczy mordercy. Po tym jak w Chorzowie wyleciał angielski zawodnik, robiono mi zdjęcia i mówiono, że jestem mordercą o zimnych oczach, człowiek o wzroku mordercy. Podsycali, a kibice angielscy przyszli i w czasie hymnu rzucali w nas puszkami po piwie, krzyczeli „animals”, czyli zwierzęta. Proszę sobie wyobrazić, jaka była atmosfera w trakcie tego meczu.
Radość była niesamowita! Już nastał wieczór czy noc, a dla nas to był karnawał. Zresztą, większość z nas wylądowała w angielskiej dyskotece gdzieś w pobliżu naszego miejsca zamieszkania. Jak DJ pytał się, kim jest ta grupa, powiedzieliśmy „my jesteśmy Polacy, ci którzy wyeliminowali Anglików i Anglia nie pojedzie na mistrzostwa świata”. Gdzieś się ulotnił, po pół godziny przyszedł, przyniósł long playa, którego Anglicy nagrali po zdobyciu mistrzostwa świata i puszczał nam złośliwie przez cały wieczór. Długo się bawiliśmy, więc do końca naszej imprezy puszczał tę płytę. Ale nam to absolutnie nie przeszkadzało!
To dla nas był wieczór karnawałowy. Myśmy trzy dni później grali mecz towarzyski z Irlandią. Pojechaliśmy tam, ale po tych nieprzespanych nocach, po tym karnawale przegrać 0:1 to nie był wstyd. Ale przyjął nas wtedy premier Irlandii i zaprosił do senatu, oprowadzał, gratulował. Te antagonizmy między Irlandczykami i Anglikami spowodowały, że był taki wylewny i tak nam gratulował zwycięskiego remisu.
Lesław Ćmikiewicz, były reprezentant Polski, o meczu Anglia – Polska (1:1) na Wembley w 1973 roku
***
Ludzie go podziwiali. Może idę za daleko, ale uważam, że w wielu dziedzinach istnieją prawdziwi artyści i dla mnie tata był artystą w piłce nożnej. Kibice przychodzili na stadion specjalnie dla niego, kochali go. Budził zainteresowanie, stał się wręcz kultową postacią, mimo że nie wygrywał w klubach tytułów. Teraz takich graczy w Polsce brakuje, nie chodzi się już na mecze dla konkretnych piłkarzy. W Łodzi tata miał wręcz status ikony. Wystarczyło, że tylko pojawiłem się w jakiejś restauracji, a już słyszałem: „proszę pozdrowić ojca, pamiętamy o nim”.
Tata nie tylko grał w piłkę, ale też sporo czytał i pisał. Miał swój kajecik, w którym tworzył jakieś małe powieści albo zapisywać przemyślenia. Potrafił siedzieć w kuchni do trzeciej nad ranem z tym zeszytem. Różnił się od pozostałych sportowców.
Chyba nikt nie pobije naszego rekordu przeprowadzek. Ciągłe zmiany były dla mnie trudne. Jako młody chłopak aklimatyzowałem się w nowym miejscu, poznawałem nowych przyjaciół, a po pół roku słyszałem nagle, że trzeba pakować walizki i ruszać gdzie indziej. Na pewno wpłynęło to na moją psychikę. Przeprowadzki były związane z dużymi ambicjami ojca. Pamiętam, jak mieszkaliśmy w Kalifornii, w pięknym domu z basenem, Nagle ojciec stwierdził: „słuchajcie, muszę grać w Nowym Jorku, w drużynie Cosmosu, bo występowali tam Pele i Beckenbauer”. Oczywiście dopiął swego i znów się przenosiliśmy. Mam ponad 40 lat, a potrafię rano się przebudzić i zastanawiać się, gdzie jestem. Śni mi się, że znów jestem w Stanach Zjednoczonych albo Belgii, a otwieram oczy w Polsce.
Tata na pewno zarabiał bardzo duże pieniądze. W Nowym Jorku kasował mniej niż w poprzednich zespołach, ale Cosmos był wówczas jednym z najbardziej znanych klubów na świecie. Ojciec chciał stać się legendą. Miał gest, w kościele na mszy potrafił rzucić na tacę kilkadziesiąt dolarów, a ludzie robili wielkie oczy.
Maciej Terlecki, były zawodnik, o swoim ojcu – Stanisławie Terleckim
***
Układy, układziki i intrygi były za każdego selekcjonera. Z wyjątkiem Kazimierza Górskiego, bo on by sobie na to nie pozwolił.
Jeżeli Zbigniewa Bońka wzięło na wspomnienia, to szkoda, że nie opowiedział wszystkiego. Że podbiegł do trenera Antoniego Piechniczka i krzyknął: „Weź pan go, k...., zmień!”. Oczywiście to było o mnie. W mocno piłkarskim języku powiedziałem mu, co myślę o jego zachowaniu.
Janusz Kupcewicz, były reprezentant Polski, o finałach mistrzostw świata w Hiszpanii w 1982 roku
***
Każdy sportowiec, nie tylko piłkarz, trenuje i startuje po to, by osiągać sukcesy i zapełniać gablotę kolejnymi pucharami oraz statuetkami. To na pewno piękny oraz niezapomniany do końca życia wieczór dla Roberta, który zasłużył na tę nagrodę, bo osiągnięcia w mijającym roku miał imponujące. W tym momencie jest bez wątpienia najlepszym napastnikiem świata, ale czy także piłkarzem, to już dla każdego kwestia do dyskusji, bo jak go porównywać choćby z obrońcą Van Dijkiem, albo czołowymi bramkarzami? Ta bezdyskusyjna wygrana zostanie z nim na całe życie. Sądziłem, że dopóki Leo Messi i Cristiano Ronaldo grają w piłkę na najwyższym poziomie, w topowych klubach, dopóty ta nagroda będzie nieosiągalna dla innych. Od 2008 roku tylko raz zdarzyło się, że wygrał ją ktoś inny. Teraz dokonał tego Robert i dlatego również dla nas staje się to czymś wyjątkowym. Brawo!
Ten tytuł dla Roberta doda prestiżu reprezentacji Polski. Niestety, ale samo to, że mamy u siebie najlepszego piłkarza świata, przed żadnym meczem nie zapewni nam zwycięstwa.
Zbigniew Boniek, prezes PZPN, po otrzymaniu przez Roberta Lewandowskiego nagrody FIFA The Best dla najlepszego piłkarza świata 2020 roku
***
Jestem najszczęśliwszą mamą na świecie. I nie myślałam, że takiej cudownej chwili doczekam.
Iwona Lewandowska, matka Roberta Lewandowskiego
***
Jeździłem autobusem albo ktoś mnie podwoził. Ale w 2016 roku straciłem pracę. Jesteśmy bardzo biedni. Nie mam pieniędzy na bilet autobusowy.
Moim życiem jest mama i Sport Club do Recife. Dlatego modlę się do Boga. Wychodzę myśląc – jesteś zdrowy, masz dwie nogi. To dobry tok myślenia.
Bóg czuwa nade mną, dlatego nie opuściłem żadnego. Zawsze znalazł się ktoś, kto zaoferował pomoc przy zakupie biletu, jak anioł stróż. Nie potrafię wyrazić słowami ludzkiej wspaniałomyślności.
Mam swój plecaczek. Zabieram płaszcz przeciwdeszczowy i kapelusz przeciwsłoneczny. Zabieram wodę i trochę ciastek. To sześćdziesiąt kilometrów. Ich pokonanie zabiera mi około dziesięciu i pół godziny. Czasami ludzie podwożą mnie do domu, ale najczęściej chodzę.
Zawsze łatwiej jest iść, gdy wygrywamy mecz…
Marivaldo Francisco da Silva, zdobywca nagrody FIFA The Best dla Kibica Roku, który od 2017 roku CHODZI 60 KM W JEDNĄ STRONĘ (!!!) na mecze ukochanej drużyny Sport Club do Recife
***
Cytaty (z okresu: październik-grudzień 2020 roku) pochodzą z: Instagram, wp.pl, TVP Sport, przegladsportowy.pl, polsatsport.pl, fourfourtwo.com, sport.pl, onet.pl, laczynaspilka.pl, Radio EM Kielce, sport.tvp.pl, fakt.pl, fifa.com. Piastowane funkcje oraz przynależność klubowa wymienionych osób w momencie udzielania wypowiedzi.
▬ ▬ ● ▬