2022-07-22
Zbyt piękne?
Cztery polskie drużyny walczyły w czwartek w drugiej rundzie kwalifikacji Ligi Konferencji Europy. Uzyskały wyniki lepsze, niż wielu oczekiwało.
W środowy wieczór obejrzałem w telewizji jednego z redaktorów oceniających ich szanse w meczach zaplanowanych na dzień następny. Żadnych nie dawał Lechowi Poznań! Przejechał się po nim wyjątkowo bezwzględnie nie pozostawiając wątpliwości, że nie ma naprawdę na co liczyć po tym, co prezentuje od początku sezonu.
Wręcz osłupiałem. Sam byłem ostrożny w ocenie jego szans na awans, ale z reguły za bardzo się nie podniecam przed meczami polskich drużyn starając się zachować rozsądną wstrzemięźliwość. Co innego jednak ostrożność, a co innego odbieranie komuś jakichkolwiek szans. Tym bardziej, że teoretycznie gruzińskie Dinamo Batumi wydawało się najsłabszym rywalem z czterech, z którymi miały się zmierzyć polskie zespoły. Choć respekt budziła jego postawa w pierwszej rundzie kwalifikacji jeszcze do Ligi Mistrzów, gdy mocno postawiło się słowackiemu Slovanowi Bratysława, który w drugiej rundzie zdążył już rozbić Ferencvaros w Budapeszcie.
Wspomniany redaktor musiał być mocno rozczarowany, bo Lech doszczętnie rozjechał Gruzinów wygrywając 5:0. Michał Skóraś po zdobyciu trzeciej bramki, a swojej drugiej w tym meczu, palcami obu dłoni wykonał charakterystyczne ruchy, za pomocą których zawodnicy pokazują przeciwnikom na boisku, że za dużo gadają. Tym razem gest nie odnosił się do żadnego piłkarza, ale, jak łatwo się domyślić, do wszystkich, którzy tak bezwzględnie i bez żadnego znieczulenia dokazywali z Lechem ile wlezie przez ostatni tydzień.
Raczej trudno sobie wyobrazić, żeby zaprzepaścił w rewanżu wywalczoną w Poznaniu przewagę, więc w trzeciej rundzie może zagrać ze zwycięzcą rywalizacji islandzkiego Víkinguru Reykjavík z walijskim The New Saints FC. Z pewną ostrożnością zaryzykuję twierdzenie, że ma szanse, by na jednym z nich nie zakończyć rywalizacji w pucharach w tym sezonie.
Trudno sobie też wyobrazić, by w trzeciej rundzie zabrakło Rakowa. Wygrał w Częstochowie z kazachską Astaną też 5:0. Ale przy okazji wygrał sam ze sobą. Po nieco ponad dwudziestu minutach, prowadząc 1:0, musiał grać w dziesiątkę, gdy czerwoną kartkę zobaczył Rumun Deian Sorescu. Jednak nawet w osłabieniu zdołał strzelić przed przerwą drugą bramkę. A po przerwie, gdy jeden z rywali również został wyrzucony z boiska, dobił pozostałych aplikując im kolejne trzy gole.
Oczywiście Astanę można nieco usprawiedliwiać tym, że miała problemy transportowe. Samolot czarterowy z dalekiego Kazachstanu został odwołany. Piłkarze przylecieli do Polski dwoma innymi, a część z nich wylądowała o czwartej rano w dniu meczu. Należy im współczuć, ale czy ktoś z rywali współczuł Rakowowi, gdy w ubiegłym sezonie grał wszystkie mecze na wyjeździe? Te teoretycznie „u siebie” rozgrywał przecież w Bielsku-Białej. Dopiero zwycięski z Astaną był pierwszym, który odbył się w Częstochowie.
Dwie pozostałe polskie drużyny zremisowały mecze z teoretycznie znacznie silniejszymi rywalami – Pogoń w Szczecinie 1:1 z duńskim Brøndby Kopenhaga, a Lechia Gdańsk w Wiedniu bezbramkowo z Rapidem. Obie nie straciły szans na awans przed rewanżem, co bardzo cieszy. Ale w awans całej czwórki do następnej rundy nie za bardzo chce mi się wierzyć, bo było by to zbyt piękne.
▬ ▬ ● ▬