Za darmo, czyli za ile?

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu kończącego się tygodnia jeszcze o meczu w Warszawie Legii z Banikiem Ostrawa, a raczej o tym, co działo się wokół niego.

Legia wygrała 2:1 w drugiej rundzie kwalifikacji do Ligi Europy i awansowała do trzeciej, w której zmierzy się z cypryjskim AEK Larnaka. Ale obok rywalizacji na boisku toczyła się też równoległa, może nawet bardziej zacięta, na trybunach. Z Czech przyjechało na mecz około dwóch tysięcy kibiców. Jeszcze przed tygodniem u siebie wykazali się znajomością języka polskiego, obrażając Legię z użyciem znanego słowa na „k”. W Warszawie robili to samo. Przyznać jednak trzeba, że poza tym zaprezentowali się okazale przygotowując różne formy aktywności na trybunach - bez koszulek, w jednolitych niebieskich koszulkach, z podłużnymi balonami i z wielką sektorówką sławiącą ich przyjaźń z kibicami GKS Katowice, z napisem: „Trochę polski – trochu česky”.

Ale gospodarze nie byliby sobą, gdyby nie zaczepili przyjezdnych, chwaląc się przy okazji zdolnościami językowymi. Dlatego na trybunach pojawił się transparent z Krecikiem, uroczą postacią z czeskich kreskówek, wraz z napisem:

„Chuligani z bazaru

když Legia chce bitku”

Czyli: „Chuligani z bazaru, kiedy Legia chce walki”. Pierwsza część stanowi prześmiewczą grę słów nawiązująca do tego, jak mówią o sobie kibice Banika - chuligáni z Bazalů (od nazwy starego stadionu klubu - Bazaly).

W czwartkowym meczu nie wystąpił w barwach Legii zawodnik, który może za moment zasilić jej kadrę. Ale polskie media pisały o nim w ostatnich dniach chyba nawet więcej niż o tych, którzy już reprezentują barwy warszawskiego klubu. Tym zawodnikiem jest rodak nowego trenera Edwarda Iordănescu, syn słynnego rumuńskiego piłkarza Gheorghe Hagiego – Ianis. Ostatnio zarabiał na życie w Glasgow grając w drużynie Rangers, z którą rozstał się wraz z końcem sezonu. I jego agent, niejaki Arcadie Zaporojanu, usilnie się stara załatwić mu nową robotę, używając do pomocy media. Właśnie sprzedał im taki tekst o negocjacjach z Legią (za: meczyki.pl):

„Zaproponowałem określone warunki finansowe. Właściciel początkowo je odrzucił, a później się zgodził. Chodziło o znaczącą kwotę za podpis i pensję w wysokości 600 tysięcy euro rocznie”.

Widocznie pan agent doszedł do wniosku, że stara zasada „pieniądze lubią ciszę”, w tym przypadku będzie bezużyteczna i postanowił mocno nagłośnić sprawę, by w ten sposób mieć odpowiednią siłę nacisku w potencjalnych dalszych negocjacjach. Dlatego pochwalił się jeszcze:

„Nawet w ostatnich dniach rozmawiałem na ten temat z właścicielem Legii. Musi głębiej sięgnąć do kieszeni i sprawa będzie załatwiona! Chodzi o milion euro za podpisanie kontraktu”.

Ot, taka skromna sumka za autograf. Dlatego czytając informacje, że jakiś zawodnik przechodzi „za darmo” do nowego klubu po wygaśnięciu lub rozwiązaniu kontraktu z poprzednim, zawsze zapytajcie – za darmo, czyli za ile?

▬ ▬ ● ▬