2020-11-18
Wynik jakby znajomy
Niemcy zostali rozjechani przez Hiszpanów w meczu Ligi Narodów w Sewilli, przegrywając aż 0:6. Płyną z tego dwa wnioski dla reprezentacji Polski.
Wydaje mi się, może niesłusznie (?), że ktoś spróbuje za chwilę skojarzyć ten wynik z innym, z meczu rozegranego dwa dni wcześniej. Chyba nie muszę pisać jakiego, bo łatwo zgadnąć. Wniosek wydaje się oczywisty – 0:2 w Reggio Emilia to jednak nie 0:6 w Sewilli.
Oczywiście, że nie, ale jeśli kto chciałby pójść dalej tym tokiem myślenia, może dojść do ściany i rozbić sobie głowę. Próba pocieszania się w podobny sposób byłaby próbą samobójczą. Nie tylko dlatego, że Niemcy, mimo fatalnego wyniku starali się choćby przez moment grać na miarę posiadanych umiejętności. I nie dlatego, że jedna z ich akcji zakończyła się strzałem Gnabriego, po którym piłka trafiła w poprzeczkę. Nawet gdyby pod nią wpadła, jakie to miałoby znaczenie? Jakie praktyczne znaczenie ma różnica pomiędzy 0:6 i 1:6?
To już są problemy trenera Joachima Löwa, którego niemieckie media przeczołgają teraz z pewnością nie mniej, niż polskie Brzęczka dwa dni wcześniej. Tylko że kadra, którą dysponuje, posiada z całą pewnością zdecydowanie większy potencjał od tej pozostającej do dyspozycji jego polskiego kolegi po fachu.
Wynik w Sewilli z pewnością wstydliwy, ale jestem przekonany, że Niemcy sobie z tym poradzą, wyciągną wnioski, skorygują co trzeba, więc pewnie niedługo oni będą tak lać innych. Zostawmy im te problemy, pewnie tylko chwilowe, skupiając się na sobie. Bo polskie problemy raczej chwilowe nie są.
Zastanawiam się bowiem jak to możliwe, że drużyna, która od wielu lat nie jest w stanie doczekać się choćby jednego lewego obrońcy nie tylko z nazwy, jest postrzegana (czy chyba już była) przez swoich kibiców i rodzime media jako zdolna do wygrania grupy Ligi Narodów, w której są Włosi i Holendrzy?
Reprezentacja Hiszpanii będzie niestety przeciwnikiem reprezentacji Polski w grupie podczas przyszłorocznych mistrzostw Europy, bo mam nadzieję, że jednak się odbędą, choć nie jestem pewny gdzie. Jeszcze przed niedzielnym mecze z Włochami pojawiały się głosy, raczej między wierszami, że na tych mistrzostwach wcale nie musimy z nią przegrać. Tak przekonywali chyba głównie ci, którzy wierzyli, że pierwsze miejsce w grupie Ligi Narodów też jest bardzo realne.
Ja bym jednak wolał, żeby nie zastanawiać się, czy Hiszpanów można ograć. Ja bym chciał, żeby zawodnicy Brzęczka postarali się z nimi normalnie pograć w piłkę na tyle, na ile będą potrafili, co niestety nie udało się w śladowej nawet formie z Włochami. Bo pamiętam jak przed rokiem młodzieżowa reprezentacja Polski też miała ograć w mistrzostwach Europy Hiszpanię (jak nie teraz, to kiedy? - itd.), a jak się skończyło, chyba każdy pamięta – 0:5.
A kto ma lepszą pamięć z pewnością zrozumie uwagę mojego kolegi, który po wtorkowej klęsce Niemców zauważył, że Löw wyrównał tylko rekord Franka Smudy. Kto ma słabszą pamięć wyjaśnię, że Hiszpanie przed wyjazdem na mistrzostwa świata w 2010 roku, które zakończyły się ich triumfem, zaprosili na ostatni mecz sparingowy do Malagi Polaków pod wodzą Smudy właśnie. I jego reprezentacja została też rozstrzelana, przegrywając 0:6.
▬ ▬ ● ▬