2023-06-17
Wybronione zwycięstwo i...
Reprezentacja Polski ponownie spotkała się z Niemcami w Warszawie po prawie dziewięciu latach. Tamten mecz wzbudził prawdziwą euforię. Ten piątkowy…
Przypomnę, że w październiku 2014 roku drużyna prowadzona przez Adama Nawałkę pokonała po raz pierwszy w historii reprezentację zachodnich sąsiadów. Początek meczu tego nie zapowiadał, ale po przerwie strzeliła dwie bramki i odniosła zwycięstwo w eliminacjach do mistrzostw Europy. W kraju zapanowała wtedy prawdziwa euforia. Biorąc pod uwagę wcześniejsze niepowodzenia na piłkarskim boisku w meczach z Niemcami i trudną historyczną przeszłość obu narodów, dało to odpowiedni fundament, by ze zwycięstwa zrobić wydarzenie ważniejsze od bitwy pod Grunwaldem!
W piątek Polska znów wygrała, choć tylko towarzysko, tym razem 1:0. Nie wiem, czy teraz szaleństwo będzie podobne. Wiem za to, że przebieg meczu był zupełnie inny niż przed dziewięcioma laty. Goście od początku dominowali w Warszawie. Jednak wystarczył jeden rzut rożny, by gospodarze po strzale głową Jakuba Kiwiora po pół godzinie gry objęli prowadzenie.
Chwilę wcześniej groźny strzał na polską bramkę oddał Kai Haverts, ale świetnie obronił Wojciech Szczęsny. Do końca mecz toczył on zwycięskie pojedynki z rywalami. Bo przebieg gry wyglądał niezmiennie tak – oni atakowali, Polacy czasami próbowali z kontrataków, ale w obiecująco zapowiadających się akcjach dających nadzieję na podwyższenie prowadzenie, wcześniej czy później gubili piłkę nie doprowadzając do ich finalizacji.
Niemcy dalej atakowali, a Szczęsny dalej fantastycznie bronił. Przynajmniej jeszcze trzy razy uchronił polski zespół przed porażką. Raz wydawało się, że piłka przekroczyła już linię bramkową, mimo jego kolejnej interwencji, ale po analizie VAR sędzia zdecydował, że jednak nie.
W związku z tym mogę powtórzyć, co robię po raz n-ty w kolejnym tekście, ale co nie zmienia się w piłce i na pewno nie zmieni – przede wszystkim skuteczność! Polacy byli lepsi, bo byli skuteczniejsi, choć całą drugą połowę, gdy Fernando Santos zdjął w przerwie Roberta Lewandowskiego, by go oszczędzać na wtorkowy mecz z Mołdawią, niemal wyłącznie się bronili. No i wybronili zwycięstwo.
Pod koniec meczu pełne trybuny (57 098 widzów) zaczęły skandować:
„Wojtek Szczęsny, Wojtek...”
Prawidłowo dokonały wyboru tego, który miał największy wpływ na zwycięstwo Polaków. Niemiecki trener Hans-Dieter Flick, podszczypywany na konferencji prasowej przez dziennikarzy ze swojej ojczyzny, wśród tłumaczeń dotyczących porażki przynajmniej ze dwa razy użył argumentu, że poza wszystkim w polskiej bramce stał jeszcze Szczęsny.
Nawet rewelacyjnie spisujący się polski bramkarz był w piątkowy wieczór tylko dodatkiem do głównego aktora. Choć Jakub Błaszczykowski rozegrał jedynie pierwsze szesnaście minut (ich liczba stanowiła odpowiednik numeru noszonego przez lata na koszulce), był to jego szczególny występ, bo pożegnalny w reprezentacji. Daj Noże wszystkim taką karierę, choć niestety przerywaną przez kontuzje, to w sumie z aż 109 meczami!
Okoliczności pożegnania były szczególne, bo grały ze sobą reprezentacje krajów, w których ligach Błaszczykowski spędził niemal całą karierę. Gdy schodził w boiska zawodnicy obu drużyn, nawet z sędziami, zrobili mu szpaler. Ten dzień i mecz pamiętać będzie zawsze. Tak jak ja będę pamiętał wiele meczów, w których oglądałem go w akcji, często w głównych rolach.
▬ ▬ ● ▬