Wreszcie leją innych

Fot. Valeriy Taemnickiy

Reprezentacja Polska wygrała z Norwegią 3:0. To nic, że tak naprawdę jest tylko namiastką reprezentacji. Bo ile można się katować wyłącznie porażkami?

Nie zgadzam się, że Polacy ograli wyjątkowo słabych rywali. Teoretycznie Norwegowie, choć też tylko z krajowej ligi, mieli większy potencjał. Taki Morten Gamst Pedersen na przykład prawie trzysta meczów w barwach angielskiego Blackburn Rovers, a od dziesięciu lat w reprezentacji kraju. Piłka po jego strzałach z rzutów wolnych to ciągle stres dla bramkarzy. Z kolei Abdisalam Ibrahim zaliczył epizod w Manchesterze City, ale nie potrafił się przebić do pierwszej drużyny, więc kolejny raz był wypożyczany, zdobywając ostatnio mistrzostwo Norwegii ze Strømsgodset…   

Jak to więc możliwe, że tak łatwo polegli z Polakami? Bo zaliczyli asysty przy wszystkich bramkach. Zawsze będę powtarzał, że powołując kogoś do reprezentacji można go nagrodzić albo zrobić krzywdę. Jak się daje zadebiutować w niej chłopu, który ma 34 lata i na dodatek stoi w bramce, trzeba się spodziewać wszystkiego. Także tego co zrobił Kenneth Høie przy strzale Tomasza Brzyskiego z mniej więcej  trzydziestu metrów, gdy piłka przełamała mu ręce i wpadła do siatki.    

Wyczyny Harmeeta Singha i Espena Ruuda, odpowiednio przy drugiej i trzeciej bramce, należałoby nagrać i puszczać młodym obrońcom na zajęciach – jak nie zachowywać się w polu karnym. Ale to już problem Norwegów. Zaleta Polaków - potrafili ich błędy bezwzględnie wykorzystać. Jak choćby Ukraińcy nasze przed rokiem w meczu eliminacyjnym w Warszawie. Dobrze, że role się wreszcie odwróciły. A w tej głównej wystąpił wspomniany już Brzyski.

Podejrzewam, że na trybunach stadionu w Abu Zabi było więcej agentów niż kibiców. Brzyski przytomnym podaniem rozpoczął akcję, która powinna się zakończyć zdobyciem bramki przez Łukasza Teodorczyka. Bramkarz strzał obronił, ale piłkarz Legii nie zdrzemnął się, tylko od razu pognał do przodu i po kilkunastu sekundach znów dostał piłkę. Tym razem nikomu nie podawał, tylko zdecydował się sam uderzyć, dając Polsce prowadzenie. Później prawie zdobył drugą bramkę, gdy piłkę po jego strzale przewrotką zdołał wybić norweski obrońca.

Teraz pewnie rozpocznie się akcja sprzedawania Brzyskiego. Jest czym pompować balonik i trzeba się spieszyć, bo niedawno skończył 32 lata. Czyli ostatni dzwonek, by jeszcze coś na nim zarobić, gdzieś go wcisnąć.  

Tylko że ja takie jego wyczyny wiele razy widziałem w polskiej lidze, gdy grał jeszcze w Polonii Warszawa. Niczym mnie więc nie zaskoczył. Skoro teraz tak błyszczy, wniosek też nie powinien zaskoczyć. Poziom sobotniego meczu był raczej ligowy.

Ale nawet w takim zwycięstwo zawsze cieszy. Nawet, gdy ma się świadomość, że służył wyłącznie wyłonieniu kogoś, kto ma szansę znaleźć się w kadrze na spotkanie towarzyskie ze Szkocją w marcu w Warszawie. A to z kolei będzie tylko początkiem przygotowań do prawdziwych pojedynków w eliminacjach do EURO 2016, które wystartują jesienią. Nawet nie wiadomo jeszcze z kim…    

Nie mam jednak zamiaru deprecjonować tej wygranej. Wreszcie nasi, choć tylko w krajowym składzie, kogoś zleli, a nie odwrotnie. Niech się chłopaki nacieszą póki można. Bo ile można narzekać? Ile katować się wyłącznie porażkami? Na razie warto się nasycić sobotnim wynikiem i świeżym powiewem zwycięstwa znad norweskich fiordów.   

▬ ▬ ● ▬