2014-03-26
Wpływ żelu na szare komórki
Papier i uszy wszystko przyjmą. Szkoda tylko, że niektóre bzdury wypowiadane przez największe gwiazdy przyjmowane są aż tak bezkrytycznie.
Opinie po niedzielnym El Clasico na początku mnie bawiły. Ale wydaje się, że tylko mnie, a inni potraktowali je nad wyraz poważnie. Przydało by się więc poświecić im, nawet z lekkim poślizgiem, parę słów.
Słuchając pomeczowych wypowiedzi nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ilość użytego żelu jest odwrotnie proporcjonalna do sprawności działania szarych komórek pod tym żelem właśnie. Do takich wniosków prowadzić muszą wynurzenia Cristiano Ronaldo.
Chyba za bardzo uwierzył w swoje umiejętności, więc gdy ktoś go przyćmił, wiadomo kto, i to w wyjątkowym meczu, zaczął gadać zupełnie od rzeczy. Nie pierwszy raz zresztą. Zdaniem Ronaldo, skoro Barcelona wygrała 4:3 w Madrycie, widocznie komuś zależy, by Real nie został mistrzem.
Czyli wielki spisek, w którym główną rolę odegrał oczywiście sędzia Alberto Undiano Mallenco. Gwiazdor Realu zapomniał niestety wspomnieć, że rzut karny podyktowany za faul na nim, powinien być rzutem wolnym, ponieważ został popełniony tuż przed linią pola karnego. Czy Ronaldo jest aż tak bezczelny i cyniczny? Nie wierzę, by ktoś mu nie powiedział, zanim przyszedł z szatni do dziennikarzy, że na powtórkach widać było wszystko bardzo wyraźnie.
Najbardziej mnie smuci, że te bzdury wygadywane przez rozkapryszonego gwiazdora przeszły w mediach z reguły bez próby najmniejszego choćby wykazania ich bezsensowności. Bo trudno za taką uznać zamieszczenie wypowiedzi Xaviego, że Ronaldo się myli. Przecież aż się prosiło, by obśmiać te dyrdymały.
Czy zdobywca Złotej Piłki po otrzymaniu wyśnionej nagrody stracił kontakt z rzeczywistością? Czy za chwilę okaże się, że następny spisek na Real zmontowano w Lidze Mistrzów? A później może jeszcze kolejny na Portugalię w finałach mistrzostw świata w Brazylii?
Wczoraj po derbach Manchesteru nikt na szczęście o żadnym spisku nie wspominał. Przeczytałem na oficjalnej stronie United tytuł ze słowem „dismay” czyli konsternacja, niepokój. Muszę przyznać, że nawet zgrabnie to ujęli. Takie strony z założenia nie mogą być obiektywne. Muszą przede wszystkim chwalić swoich. Trudno się więc dziwić, ze gwiazdą meczu został Wayne Rooney, który „nie zasłużył, by znaleźć się w przegranej drużynie”. Jak więc opisać porażkę u siebie z sąsiadami 0:3? Przecież nie można przyznać, że byli lepsi pod każdym względem…
Zastanawiam się tylko dlaczego na innych stronach znów przeczytałem o nokaucie United? Czyli kolejnym nokaucie. Gdyby zliczyć wszystkie w mediach w tym sezonie, żaden bokser by tylu nie przetrzymał żywy. Może więc lepiej używać słów bardziej odpowiadającym realiom? Czyli na przykład - kolejna planowa porażka. Albo – spodziewany wynik.
Przecież wszystkie imperia kiedyś upadają. To na Old Trafford nawet na naszych oczach. Może się jeszcze odrodzi, ale na razie chyba pora pogodzić się z faktem, że rodzi się kolejne w tej błękitnej części Manchesteru.
▬ ▬ ● ▬