2013-11-13
Wojenka, wojenka…
Od dwóch dni nie mogę się uwolnić od informacji o bandytach, w swoisty sposób czczących narodowe święto kraju, w którym mieszkam. Nie tylko od nich.
Wczoraj przez sportowe media przetoczyła się podobna wymiana ciosów. Na szczęście tylko na słowa. Pomyślałem, że idealnie wpisuje się w krajobraz kraju, którego jednym z głównych dań jest sławetne „piekełko”, a Święto Niepodległości powodem do wstydu.
Wszystko kręciło się wokół Roberta Lewandowskiego. Gwiazdy mają swoje prawa, ale i garb, który muszą dźwigać, często wbrew własnej woli. Dlatego dzień bez zamieszania wokół Lewandowskiego byłby dniem straconym.
Najpierw przez wiele miesięcy była historia związana z jego transferem. Szczęśliwie, mam nadzieję, zmierza ku końcowi.
Niedawno dowiedziałem się, że kupił w Niemczech dom, którego nie kupił. Spojrzałem na zdjęcie i od razu lokum wydawało mi się dziwne jak na gwiazdę z takimi zarobkami. Uwaga dla wszytskich żyjących z wymyślania podobnych historii – pamiętajcie, że dom musi mieć spory ogródek, by było się gdzie zrelaksować, nacieszyć prywatnością. A tu zobaczyłem prawie szeregówkę. I jeszcze cena - milion euro. „Luksusowej willi o powierzchni 400 metrów kwadratowych” za taką cenę nawet w Polsce się nie kupi. Trochę autorom zabrakło wyobraźni…
Od wczoraj nowe zamieszanie związane z występami Lewandowskiego w kadrze. Czyli kolejna wojenka na słowa. Zaczęło się od informacji w „Przeglądzie Sportowym”, że napastnik Borussii chciał w sierpniu zrezygnować z gry w reprezentacji, bo czuł się zmanipulowany w pamiętnej aferze z kręceniem reklamówek dla głównego sponsora, firmy Orange: ”W rozmowie z ówczesnym selekcjonerem Waldemarem Fornalikiem zapowiedział, że jeżeli dalej potrwa taka sytuacja, może zrezygnować z gry w kadrze”.
Jeszcze wczoraj Fornalik powiedział Onetowi, że to bzdury. A Lewandowski nie powiedział „Gazecie Wyborczej” nic, skoro powiedział: „Nie chcę tego komentować. Co było, to było. Nie mam zamiaru do tego wracać”.
Czyli jedne wielkie bicie piany, z którego nic nie wynika? Najlepiej pasuje do tego jako komentarz tekst bohaterki najnowszej reklamy operatora komórkowego – „mówiłam, że [nie] mówiłam”.
Dzień byłby do reszty stracony, gdyby takiej okazji nie wykorzystali panowie Kucharski i Boniek, by wzajemnie się poboksować. Agent Lewandowskiego odniósł się w „PS” do sierpniowego meczu z Danią, gdy jego klient został wygwizdany schodząc z boiska:
„Poczuł się skrzywdzony, ale nie gwizdami, tylko wcześniejszym przekazem. Do takiego zachowania kibiców przyczyniła się nagonka na niego związana z udziałem w reklamie Orange. Informacja została spreparowana. Robert ma świadomość, że kibice nie wiedzą, o co tak naprawdę poszło”.
Tego oczywiście nie mógł zdzierżyć Boniek:
„Może sobie mówić, co mu się podoba. Nie komentuję jego słów. Dziwię się, że akurat teraz to mówi. Powinien pamiętać, że w życiu jest jeszcze coś takiego jak timing. Jak chce to niech sobie odgrzewa te swoje stare kotlety”.
Zastanawiam się czy jest drugi kraj na świecie, w którym prezes piłkarskiego związku od miesięcy boksuje się za pośrednictwem mediów z agentem największej gwiazdy? Ale czy nie wymagam za dużo w kraju, w którym Święto Niepodległości wygląda tak, jak wygląda?
▬ ▬ ● ▬