Właściwie co takiego się wydarzyło?

Fot. Trafnie.eu

Nie odbył się rewanżowy mecz finałowy Copa Libertadores. Ale pisanie, że z tego powodu cała Argentyna jest w szoku, to spora przesada, skoro nawet ja nie jestem.

O triumf w Copa Libertadores, najważniejszych klubowych rozgrywkach w Ameryce Południowej, w tym roku walczą drużyny dwóch słynnych argentyńskich klubów: Boca Juniors i River Plate. Ponieważ w finale odbywają się dwa mecze, dwa razy miały się też odbyć derby Buenos Aires.

To Superclasico, czyli klasyk nad klasykami, uważany za najważniejszy tego typu mecz w światowym futbolu, z którym podobno nie mogą się równać nawet Gran Derbi Realu z Barceloną! Po raz pierwszy do takiego starcia miało dojść w finale Copa Libertadores. Przed dwoma tygodniami padł remis 2:2.

Piłkarze Boca przed sobotnim rewanżem na obiekcie rywali El Monumental, zostali w wyjątkowy sposób pożegnani na swoim stadionie La Bombonera. Ich ostatni trening obserwowało około pięćdziesięciu tysięcy widzów, tworząc niesamowitą atmosferę!!!

Logicznym wydawało się pytanie – skoro tak elektryzująco wygląda ostatni trening, jak będzie wyglądał mecz? Tu należy poczynić istotną uwagę. W Argentynie kibice drużyny gości nie są w ogóle wpuszczani na trybuny stadionów ze względów bezpieczeństwa. Niesamowita atmosfera na ostatnim treningu piłkarzy Boca Juniors była więc dla ich kibiców namiastką tego, czego nie dane im będzie przeżyć w meczu rewanżowym.

Ciągle można pisać o nim w czasie przyszłym, bo choć miał odbyć się w sobotę, nawet nie wiadomo kiedy zostanie rozegrany. Wszystko przez burdy i zamieszki pod i na stadionie El Monumental. Gdy zmierzał do niego autobus z piłkarzami Boca Juniors, sympatycy River Plate obrzucili go kamieniami i różnymi przedmiotami, a policja użyła gazu.

Kilku piłkarzy Boca zostało rannych. Na przykład kapitan drużyny Pablo Perez miał odłamki szkła w oku, dlatego trafił do szpitala. Mecz przełożono na niedzielę, ale ostatecznie odwołano. Nowego terminu jego rozegrania na razie nie ustalono.   

Przeczytałem, że cała Argentyna jest w szoku. Nie bardzo chce mi się wierzyć, by to, co się wydarzyło w Buenos Aires mogło dla kogoś z Argentyńczyków stanowić zupełną niespodziankę, skoro na pewno nie stanowiło dla mnie. Rozmawiamy przecież o kraju, w którym piłkarski bandytyzm stanowi ulubiony narodowy sport, a bycie chuliganem jednego z klubów przez wielu jest traktowane jako wykonywany… zawód.  

By zrozumieć ten fenomen trzeba rozszyfrować, co oznacza barras bravas. Tak nazywane są gangi kibiców. Pierwsze powstawały już w latach pięćdziesiątych ubiegłego wielu. Początkowo nie miały zorganizowanych struktur, a ich członkowie walczyli tylko na pięści z kibicami innych klubów podczas meczów wyjazdowych.

Z czasem barras bravas zmieniły swój charakter. Stały się zorganizowanymi gangami o charakterze mafijnym, które uzyskały wpływy nawet w zarządach klubów. Otrzymywali od nich darmowe bilety, pieniądze, a niektórzy bossowie byli nawet zatrudniani na etatach! Nie mieli litości i wyłudzali haracz od piłkarzy własnych drużyn.  

Proceder stał się tak intratny, że dochodziło do krwawych walk o wpływy wśród chuliganów jednego klubu. Barras bravas stali się niedościgłym wzorem dla piłkarskich bandytów z innych krajów. Na przykład chuligani z Meksyku zaprosili ich do siebie fundując bilety lotnicze, by opowiedzieli o swych doświadczeniach.  

Liczba ofiar śmiertelnych w porachunkach między kibicami argentyńskich klubów, także z użyciem broni palnej, szacowana jest na ponad dwieście. Dobrze zorganizowane struktury stały się użyteczne dla partii politycznych i związków zawodowych, z którymi barras bravas zaczęły współpracować! Stały się elementem argentyńskiej rzeczywistości w tym najgorszym jej odcieniu.

Jednym ze sposobów walki z bandytyzmem w Argentynie było ustanowienie zakazu udziału kibiców gości w meczach wyjazdowych ich drużyn. Sobotnie wydarzenia w Buenos Aires dowodzą, że na niewiele się zdały. Chyba najlepiej podsumowuje to wypowiedź jednego z normalnych kibiców, którą widziałem w jednej z telewizji. Stwierdził, że społeczeństwo argentyńskie jest chore, bez względu na to, czyje klubowe barwy przywdziewa.

Wyjątkowo trafna refleksja. Gdy weźmie się wszystko pod uwagę naprawdę trudno być zszokowanym ostatnimi wydarzeniami w Buenos Aires. Można nawet ironicznie zapytać – patrz tytuł...

▬ ▬ ● ▬