2020-09-01
Wielki znak zapytania
Rozpoczyna się druga edycja rozgrywek Ligi Narodów. Trener Jerzy Brzęczek przekonuje, że traktuje je niezwykle poważniej. Ale czy wszystkich przekonał?
Przypomnę, że inauguracyjna edycja rozgrywek rozpoczęła się w 2018 roku, a zakończyła turniejem finałowym w roku następnym. Triumfowała w nich Portugalia, która najpierw była rywalem Polski w grupie w najwyższej dywizji. Grupie skromnej, bo składającej się tylko z trzech drużyn, oprócz Portugalii były w niej jeszcze Włochy.
Polska zajęła w niej ostatnie miejsce, co każdy zdrowo myślący osobnik interesujący się futbolem powinien przed startem rozgrywek brać pod uwagę. A ponieważ to miejsce oznaczało spadek do niższej dywizji, więc trener Brzęczek, dla którego był to początek pracy z kadrą, przeszedł od razu błyskawiczny kurs radzenia sobie z krytyką.
Na szczęście ktoś w UEFA zrozumiał, że nowatorski pomysł trochę ich przerósł, skoro z najwyższej dywizji spadły także Niemcy. Dlatego drugą edycję zmodyfikowano, co w praktyce oznaczało unieważnienie wszystkich spadków. Grupy powiększono do czterech drużyn, więc dzięki temu Polska dalej rywalizować będzie na najwyższym poziomie Ligi Narodów, mając w grupie Holandię, Włochy oraz Bośnię i Hercegowinę. Na początku czekają ją dwa wyjazdowe mecze z Holandią 4 września w Amsterdamie oraz Bośnią i Hercegowiną trzy dni później w Zenicy.
Jerzy Brzęczek na konferencji prasowej na początku zgrupowania kadry zapewniał, że:
„Ligę Narodów traktujemy bardzo poważnie, jest to dla nas ważny turniej. Zdajemy sobie sprawę z tego, że te rozgrywki będą miały wpływ na rozstawienie koszyków w eliminacjach mistrzostw świata 2022. Dlatego do meczów Ligi Narodów musimy podchodzić z koncentracją i mobilizacją”.
Ale jednocześnie dodał:
„Oczywiście na pewno będą takie sytuacje, w których będziemy chcieli coś sprawdzić, wprowadzić nowych graczy. Minęło dziesięć miesięcy, więc musimy pewne rzeczy sobie powtórzyć, przypomnieć. Czasu jest bardzo mało. Nie wykluczam, że szansę debiutu dostaną zawodnicy, którzy są na zgrupowaniu pierwszy raz”.
Poza tym trudno wierzyć w bardzo poważne traktowanie Ligi Narodów, skoro zrezygnował z powołania na wrześniowe mecze Roberta Lewandowskiego. Gdyby chodziło o priorytetowe rozgrywki wątpię, by zdecydował się na taki krok.
Choć oczywiście decyzję trudno podważać biorąc pod uwagę kogo dotyczy. Propozycja musiała wyjść od najlepszego polskiego piłkarza i trudno się dziwić, że po długim i wyczerpującym koronawirusowym sezonie chciał trochę odpocząć, a trener na jego propozycję przystał.
Biorąc pod uwagę profesjonalne podejście Lewandowskiego do zawodu, sam wie najlepiej czego mu trzeba. A biorąc pod uwagę jego wiek, problemy z przebytymi w ostatnich latach kontuzjami (rzepka, pęknięta kość strzałkowa) i intensywność występów, trzeba na niego chuchać i dmuchać.
Na co stać Polskę w meczu z Holandią? Nie mam pojęcia! Na swoje usprawiedliwienie dodam, że Brzęczek też nie ma, a jeśli ma to niewiele większe od mojego:
„Myślę, że największe wyzwanie, problem, to przerwa od ostatniego spotkania reprezentacji Polski. Minęło naprawdę sporo czasu, a w piłce nożnej to bardzo dużo i może wpłynąć na wiele czynników”.
No bo jak na przykład ocenić możliwości Kamila Glika, kapitana drużyny pod nieobecność Lewandowskiego, który od przerwania rozgrywek ligi francuskiej w marcu nie kopnął piłki w poważnym meczu? Z jednej strony przerwa powinna mu pomóc ze względu na ciągłe problemy z niezaleczoną kontuzją. Teoretycznie, bo w praktyce może dla niego znacznie lepsze jest pozostawanie w cyklu meczowym. Przekonamy się w Amsterdamie. Nie tylko o formie Glika, ale też jego kolegów z kadry.
▬ ▬ ● ▬