2015-04-25
Warszawa czeka na...
Utrata kontaktu z rzeczywistością jest dość powszechnym zjawiskiem w piłce nożnej. Nie wiem czy to pocieszające, ale powszechnym nie tylko w Polsce.
Od lutego ze szczególną uwagą śledzę rozgrywki Ligi Europejskiej. Oczywiście dlatego, że finał odbędzie się za miesiąc na Stadionie Narodowym w Warszawie. Marzyły mi się 27 maja derby Liverpoolu, ale taki zestaw już dawno nieaktualny. Przyglądam się więc innym potencjalnym finalistom.
W czwartek obejrzałem mecz ćwierćfinałowy Zenita Sankt Petersburg z Sevillą. Zapowiadał się ciekawie, a okazał jeszcze ciekawszy. Sevilla tydzień wcześniej z trudem wymęczyła zwycięstwo 2:1. Można się więc było spodziewać wyrównanego rewanżu. Co prawda początek temu przeczył, bo goście szybko objęli prowadzenie po bramce zdobytej z rzutu karnego. Wydawało się więc, że emocje skończyły się zanim jeszcze się zaczęły.
Nic bardziej mylnego. Mecz trzymał do końca w napięciu, a remis 2:2 dał awans Hiszpanom, broniącym trofeum. Ale ten awans wisiał na włosku. Rosjanie prowadzili 2:1 i dalej atakowali. Dopiero wyrównująca bramka zdobyta po kontrze zapewniła spokój gościom.
Rozbawił mnie komentarz do tego spotkania kameruńskiego pomocnika Sevilli Stephane M'Bia. Tak to widział (za: onet.pl):
„W pierwszej połowie kontrolowaliśmy przebieg gry. Potem cofnęliśmy się i zaczęliśmy bronić wyniku, co ćwiczyliśmy podczas treningów. Nasz trener miał plan na ten mecz, a my podążaliśmy za jego wskazówkami”.
To ja niestety widziałem zupełnie inny mecz. Jedyne co Sevilla kontrolowała, to poziom szczęścia, chwilami zdecydowanie w najwyższych partiach stanów wysokich. Rozczarowała mnie totalnie. Niestety Zenit tego meczu nie potrafił wygrać, choć nie tylko mógł, ale wręcz powinien. Momentami nie wychodził z połowy Sevilli, czy nawet z jej pola karnego.
Nie wiem jak można ćwiczyć na treningu bronienie wyniku, z już szczególnie polegające na strzelaniu sobie swojaków. Bramkarz Beto zaliczył dwa tak potworne klopsy, że trudno by je było podciągnąć pod jakiekolwiek wskazówki trenera.
Może więc apel do M'Bii – szybko obudź się chłopie, bo jak tak dalej będziesz próbował zaklinać rzeczywistość, nawet nie zauważysz gdy Fiorentina przejedzie się po twojej Sevilli w półfinale. A Grzegorz Krychowiak nie zaliczy wtedy dodatkowej wizyty w ojczyźnie.
Chyba po odpadnięciu Zenita odetchnęli w Nyonie. Przed piątkowym losowaniem par półfinałowych wreszcie nie trzeba było wprowadzać, jak wcześniej, żadnych ograniczeń ze względu na wojnę na wschodzie Ukrainy i napięte stosunki z Rosją. Dnipro Dniepropetrowsk to kopciuszek w tym gronie, ale radziłbym go nie lekceważyć. Nie sądzę, żeby trener Napoli, które wylosowało Ukraińców, popełnił taki błąd. Rafa Benitez na pewno nie straci nawet na chwilę kontaktu z rzeczywistością jak M'Bia.
Jerzy Dudek opowiadał mi o Benitezie (pracował z nim w Liverpoolu), że to perfekcjonista potrafiący szczegółowo rozplanować nawet wrzuty z autu. A piłkarzom każe najpierw samemu rozpracowywać rywali, by go lepiej poznali.
Zamiast wyszukanej puenty będzie na koniec banał – niech wygrają lepsi. Czyli niech do Warszawy przyjadą dwie najlepsze drużyny. Takie, gwarantujące przynajmniej podobne emocje, jak w czwartek w meczu w Sankt Petersburgu, który oglądałem. Żeby finał na Narodowym nie był nudny i było co wspominać przez lata.
▬ ▬ ● ▬