2024-05-23
Warszawa czeka
W Dublinie odbył się finał Ligi Europy, w którym Bayer Leverkusen zmierzył się z Atalantą Bergamo. Podobno wygrała nie ta drużyna co powinna. Podobno…
W irlandzkiej stolicy wyłoniono pierwszego triumfatora europejskich rozgrywek pucharowych w tym sezonie. Gdyby wierzyć medialnym przekazem przed finałem, triumfator mógł, czy raczej musiał, być tylko jeden - Bayer. Jego triumf miał stanowić kolejny punkt na długiej liście meczów bez porażki od początku sezonu. By licznik dobił do rekordowych 53, czyli osiągnął maksymalną możliwą do osiągnięcia liczbę, brakowało jeszcze zwycięskich dwóch finałów – środowego w Lidze Europy i sobotniego w Pucharze Niemiec z drugoligowym 1.FC Kaiserslautern.
Historia prawie jak z bajki, bo Bayern był prawie jak Kopciuszek, któremu przez lata prawie nic nie udawało się wygrać. A tu nagle w sezonie, w którym praktycznie nikt na niego nie stawiał, wygrywał ze wszystkimi. Najpierw zdobył mistrzostwo Niemiec, by następnie powalczyć o dwa kolejne trofea.
Ale ta bajka skończyła się ciut za wcześnie. Atalanta rozbiła Bayer w finale Ligi Europy 3:0. Gdy do przerwy prowadziła 2:0, teoretycznie nic jeszcze nie było przesądzone. Odrobienie w drugiej połowie dwóch goli stanowiło dla niemieckiej drużyny zadanie jak najbardziej wykonalne, skoro potrafiła ostatnio wychodzić wielokrotnie z podobnych problemów, strzelając w końcówkach meczów mnóstwo bramek. Ale gdy po przerwie Atalanta dołożyła trzecią, było już wiadomo, że Bayer pucharu nie zdobędzie, ponosząc pierwszą porażkę w sezonie. Niezwykle bolesną prawie na sam koniec sezonu niezwykłego przecież.
Wydaje mi się, że ten mecz nieco mentalnie przerósł piłkarzy Bayeru. Podczas weekendu zakończyli występy w Bundeslidze bez porażki, stając się pierwszą drużyną, która dokonała tego wyczynu. Wydawało się, ze do pełni szczęścia brakuje jeszcze „TYLKO” dwóch wygranych meczów. Okazało się, że „AŻ”.
Nie wierzę, by ta atmosfera świętowania sukcesu po dziesiątkach lat niemożności nie wpłynęła na piłkarzy, nawet podświadomie. Dlatego postawię tezę, że gdyby przegrali ostatni mecz ligowy w Bundeslidze z FC Augsburg, być może zdobyliby Puchar UEFA. Bo ta porażka podziałałaby otrzeźwiająco i silnie motywująco przed środowym finałem. Teza już nie do zweryfikowania, więc będę się jej trzymał, bo kto mi zabroni?
Tym bardziej, że wygrzebałem w pamięci podobny przykład sprzed równo… trzydziestu lat. Byłem wtedy na finale Ligi Mistrzów w Atenach. FC Barcelona, z trenerem Johanem Cruijffem, przyleciała na mecz opromieniona świeżo zdobytym tytułem mistrza Hiszpanii. Dziennikarzom rozdawano specjalne wydanie magazynu „Don Balon” poświęcone wyłącznie drużynie z Katalonii po wspomnianym triumfie! Można było odnieść wrażenie, że sezon się dla niej właściwie już zakończył. Z Christo Stoiczkowem i Romario w składzie miała „TYLKO” dołożyć do niego na deser triumf w Lidze Mistrzów, będąc zdecydowanym faworytem mediów. Ale AC Milan ją zmiażdżył rozbijając 4:0, nie pozostawiając żadnych złudzeń kto jest lepszy już w pierwszej połowie, po której prowadził 2:0. Do pełnej analogii ze środowym finałem zabrakło tylko jednej więcej strzelonej bramki przez Atalantę.
Dla trenera Bayeru Xabiego Alonso, uznanego już przez niektórych wręcz za geniusza, właśnie zaczęły się schody. Czyli jedno z większych wyzwań w szkoleniowym fachu – umiejętność zarządzania kryzysem w drużynie. Nie ma jeszcze w tej branży za wiele doświadczeń, więc z pewnością te ostatnie będą niezwykle cenne. Musi do sobotniego finału Pucharu Niemiec pozbierać towarzystwo do kupy, by znów stało się zwycięską drużyną.
Skoro piszę tyle o Bayerze, to dowód, że w sporcie przegrany może być ciekawszy medialnie od zwycięzcy. Ale warto oddać Atalancie co należne. To jej pierwszy puchar zdobyty w europejskich rozgrywkach. Niekwestionowaną gwiazdą finału był Nigeryjczyk Ademola Lookman, który zaliczył hat-tricka. Ale na miano cichego bohatera zasługuje niewątpliwie trener Gian Piero Gasperini, pracujący w Bergamo od 2016 roku. W tym czasie zdążył przegrać trzy finały Pucharu Włoch. Jednak każda zła seria, jak w przypadku Bayeru w Bundeslidze, kiedyś się kończy. A Atalanta pod wodzą Gasperiniego nie tylko zdobyła w Dublinie Puchar UEFA, ale stała się też jedną z czołowych włoskich drużyn.
Warszawa już na nią czeka. Bo to przecież pierwszy uczestnik meczu o Superpuchar Europy, który odbędzie się w sierpniu na Stadionie Narodowym.
▬ ▬ ● ▬