2013-10-16
W teorii silni jak zawsze
Krytykowany trener reprezentacji Anglii wreszcie odetchnął. Jego drużyna awansowała do finałów mistrzostw świata bez konieczności gry w barażach.
Anglicy pod kierunkiem Roya Hogdsona zajęli pierwsze miejsce w grupie, choć wygrali tylko sześć, a zremisowali cztery mecze. Taki żart. Słaby, jak i wyniki reprezentacji Polski, ostatniego przeciwnika na ich drodze do Brazylii. Polacy polegli we wtorek na Wembley, przegrywając 0:2.
Mniej więcej do 25 minuty wyglądało to jeszcze nie najgorzej, co można bardzo logicznie wytłumaczyć. Nawet grając z zespołem dziesięć razy lepszym początek zawsze wygląda nie najgorzej, aż do straty bramki. Pytanie – jak długo uda się przed tym uchronić? Polakom udało się do 41 minuty, gdy Wayne Rooney strzelił głową pierwszego gola.
Na tyle wystarczyło ogromnego zaangażowania, ambicji i woli walki, podbudowanej jeszcze dopingiem dwudziestu tysięcy rodaków na trybunach. Później zaczęła być widoczna różnica umiejętności, choć jeszcze ze zrywami Polaków w drugiej połowie.
Wynik w moim odczuciu oddaje różnicę piłkarskiego potencjału obu krajów. Inaczej być nie może. Gdyby policzyć piłkarzy, trenerów, sędziów czy kluby w Anglii i porównać te dane z identycznymi z Polski, okazałoby się, że powinniśmy przegrywać 0:10, a 0:5 traktować już jako sukces. Na szczęście piłka to nie matematyka.
Zupełnie inne zdanie na ten temat miał po meczu Mateusz Klich. Stwierdził, że „powinniśmy go co najmniej zremisować”. Nie wiem na jakiej podstawie to mówił. Ale wiem jak powstają z reguły takie złote myśli. Drużyna ma na początku meczu sytuację bramkową (najlepsza była Lewandowskiego). Nie wykorzystuje jej, a później rywale strzelają swoje i zwyciężają.
W domyśle – gdybyśmy tę naszą wykorzystali, wygralibyśmy na pewno. Na takiej podstawie buduje się później mity utrwalane przez kolejnych złotoustych i w końcu dochodzi do sytuacji, jak z reprezentacją Polski. Na papierze jest trzy razy lepsza niż na boisku. Radziłbym Klichowi policzyć okazje jakie mieli Anglicy. Wtedy się okaże, że 0:2 to naprawdę korzystny wynik.
Polska ma od lat problemy z lewym obrońcą. Anglicy też ostatnio mieli. Nie mógł zagrać kontuzjowany Ashley Cole. Zastąpił go Leighton Baines i był najlepszy na boisku! To właśnie dlatego Polacy nie potrafią ograć Anglików od czterdziestu lat. To właśnie dlatego będą jako kibice oglądali ich występy w Brazylii w przyszłym roku.
Jeśli ktoś pyta – dlaczego zawodnicy Fornalika popełniają ciągle te same błędy, z chęcią odpowiem. Bo lepiej grać nie potrafią, a błędy widać najlepiej wtedy, gdy trafią na większych kozaków od siebie. Dlatego piłka drugi raz przeleciała nad głową Wojtkowiaka i drugi raz (jak z Ukrainą) reprezentacja straciła bramkę. Gdyby nie przeleciała, Wojtkowiak pewnie grałby w Bayernie, a nie w drugoligowym TSV 1860 Monachium. Nie ma sensu się nad nim pastwić. Tak jak pozostali robił co mógł na Wembley. A że za wiele nie mógł, było 0:2.
Znalazłem przynajmniej sprzymierzeńca w osobie Wojciecha Szczęsnego. Spisał się znakomicie broniąc kilka, może nawet kilkanaście, szalenie trudnych strzałów. Po meczu przyznał, że niewielu jego kolegów zmieściłoby się na ławce rezerwowych Anglików!
To chyba najlepsza puenta dla tych, którzy ciągle wierzą w cuda i ogromny potencjał, niestety tylko w teorii, naszych orłów.
▬ ▬ ● ▬