W innej rzeczywistości

Fot. Trafnie.eu

Porażka reprezentacji Polski z Austrią wzbudza ciągle mnóstwo emocji. Przed ostatnim jej meczem z Francją nikt już właściwie nie myśli o dobrym wyniku.

Po przegranej z Austrią pojechałem z Berlina do Kolonii, by obejrzeć w akcji Belgów i Rumunów. Naprawdę było co oglądać. Wysoka intensywność gry, ciekawe akcje i bramka już w drugiej minucie. Belgowie wygrali 2:0, zupełnie zasłużenie. Tak jak i zasłużenie nagrodę dla piłkarza meczu dostał Kevin De Bruyne. Miał kilka popisowych zagrać. Pamiętałem go z mistrzostw w Katarze, gdy wydawało się, że już się kończy, czy nawet skończył. Nic podobnego. I bardzo dobrze. Daj Boże jak najczęściej oglądać takich grajków w takiej formie, nie tylko na tych mistrzostwach.

Na trybunach stadionu w Kolonii też było ciekawie. Doping kibiców obu reprezentacji przez cały mecz. Trybuny po prostu żyły, co nie stanowiło dla mnie wielkiego zaskoczenia. Czyli w sumie spędziłem naprawdę fajny piłkarski wieczór.

Następnego dnia podróż do Stuttgartu na mecz Szkotów z Węgrami. Tych pierwszych rozbujała jeszcze przed jego rozpoczęciem skoczna piosenka puszczona ze stadionowych głośników. Zresztą ich rozbujać specjalnie nie trzeba. Znów jechałem S-Bahnem, jak przed inauguracją w Monachium, z grupą wesołków, którzy zataszczyli do pociągu całą skrzynkę piwa. Jak zwykle tryskali humorem i energią. Zapowiadał się więc kolejny ciekawy piłkarski wieczór, niemal w beztroskiej atmosferze, dopóki nie odpaliłem komputera i znalazłem się w zupełnie innej rzeczywistości…

Zobaczyłem relację z konferencji prasowej reprezentacji Polski w Hanowerze. Dziennikarze zarejestrowani w specjalnej grupie na WhatsAppie, otrzymują od rzecznika prasowego informacje aktywności medialnej związanej z kadrą. Gdy przeczytałem, że w niedzielę w konferencji prasowej weźmie udział Paweł Dawidowicz, pomyślałem, że trener wcielił w życie zasadę – spadłeś z roweru, od razu wsiadaj na niego ponownie, żebyś nie bał się później jeździć.

Dawidowiczowi taki upadek zdarzył się w meczu z Austrią, po którym był potwornie krytykowany. Lepiej więc od razu zmierzyć się z takim wyzwaniem. A okazało się ono spore, o czym świadczy ta relacja (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Jeśli Francja będzie tak trafiać, to skończy się szóstką. Co zrobić, by uniknąć kompromitacji? - dopytał dziennikarz.

- Okej, a ty co byś zrobił? - odparł obrońca.

- Nie jestem trenerem, ale zagrałbym ultradefensywnie. Przy różnicy potencjałów to mój jedyny sposób — odpowiedział.

- Ja też trenerem nie jestem - spuentował Dawidowicz. - Z Austrią chcieliśmy grać jeden na jeden, wysoko i przez większość meczu nie mogli znaleźć sposobu, by dostać się pod nasze pole karne. Raz dostali się wrzutką, raz super rozegrali. No zobaczymy - zakończył”.

Przypomniały mi się mistrzostwa świata w Katarze. Przypomnę, że reprezentacja Polski z czterema punktami wyszła wtedy z grupy, ale w mediach rozpętała się histeria, że „nie da się na nią patrzeć”, że powinna grać bardziej ofensywnie. Szkoda, że już nikt o tym nie pamięta! Za to wymaga od drużyny gry „ultradefensywnej”.

Patrząc na Szkotów i Węgrów zacząłem się zastanawiać, czy konferencje prasowe ich reprezentacji też tak wyglądają. Do końca nie wiem, ale wiem, że każdy ma takie problemy na jakie zasługuje. Szkoda, że my od lat ciągle te same. Nie z rywalami, ale sami ze sobą.

▬ ▬ ● ▬