2017-11-07
W co (nie) warto wierzyć
Żartownisiów w piłce nie brakuje. A wszystkim wydaje się, że są bardzo poważni. Wczoraj była (mało) śmieszna wersja polska. Dziś zagraniczna.
Napoli tylko zremisowało ostatni mecz w Serie A z Chievo Werona 0:0. Nie jest to rezultat, którym trener tej drużyny może się pochwalić. Dlatego Maurizio Sarri poszukał wytłumaczenia. I znalazł. Brakuje mu dwóch wielkich graczy: Ghoulama i Arkadiusza Milika.
Wypowiedź została podchwycona z uznaniem przez media w ojczyźnie tego drugiego. Rzeczywiście brzmi pięknie i powinna dowartościować zawodnika, który leczy niestety już drugą poważną kontuzję kolana.
Gdy jednak rozłożyć ją na czynniki pierwsze, człowiek czuje się nabity w butelkę. Bo Milik rozegrał w tym sezonie zaledwie trzy mecze w Serie A. Rozegrał to nawet za dużo powiedziane. W jednym wyszedł w podstawowym składzie i zdobył gola. Potem już tak dobrze nie było. Jeszcze dwa razy wstawał z ławki rezerwowych. W sumie przebywał na boisku sto minut.
Gdy Napoli wygrywało mecze windując się na szczycie tabeli Serie A, jakoś Milika Sarriemu nie brakowało. Klub postanowił nawet wyprzedzić wypadki i oddać polskiego napastnika właśnie do Chievo, zaraz po wyleczeniu kontuzji. Więc to raczej mydlenie oczu przez pana trenera po słabym występie. Ale i tak niektórzy dali się nabrać.
Nie tylko jemu, także Jose Mourinho. Portugalczyk wpadł na chwilę do Hiszpanii. Było to jednak zaproszenie z rodzaju tych „nie do odrzucenia”. Pilną potrzebę spotkania się z nim wyraził urząd skarbowy w pewnej mieścinie pod Madrytem, Pozuelo de Alarcon. Można się domyślić, że właśnie tam mieszkał, gdy był trenerem Realu.
Do spotkania miało dojść w sądzie, bo okazało się, że Mourinho ma do zapłacenia ponad trzy miliony euro zaległych podatków. Sposób w jaki ów fakt wytłumaczył był wręcz rozbrajający. Otóż wyjaśnił, że sprawa jest „bardzo prosta”, bo wyjeżdżając z Hiszpanii był przekonany, że zapłacił wszystko.
Rozumiem, że podatków nikt nie lubi płacić. Rozumiem, że czasami można się przy ich wyliczeniu pomylić, gdy robi się to samemu, nie będąc dyplomowanym księgowym. Ale jak mam uwierzyć, że ktoś, kogo stać na najlepszych księgowych nie tylko w Hiszpanii, mógł się przez przypadek pomylić o trzy miliony euro?!
I na koniec Mario Balotelli. W meczu ostatniej kolejki Ligue 1 Nicei z Dijon dostał czerwoną kartkę. Nie pierwszą i nie ostatnią. I na dodatek zachował się „skandalicznie”. A co takiego nawywijał? Czytam, że po zejściu z boiska wdał się w pyskówkę z sędzią technicznym i w coś tam jeszcze kopnął ze złości.
To ma być ten skandal? No, naprawdę bądźmy poważni! Gdyby tak niepoważne zdarzenia w biografii Balotelliego nazywać skandalami, już dawno zabrakło by słów, by opisać resztę...
▬ ▬ ● ▬