Výborna svíčková i...

Fot. Trafnie.eu

Dwa dni przed meczem reprezentacji Polski z Czechami w eliminacjach do mistrzostw Europy w Pradze, sam rozegrałem „mecz”. Niestety zakończył się…

Postanowiłem wybrać się do Pragi, by obejrzeć inauguracyjne spotkanie nowego selekcjonera polskiej reprezentacji Fernando Santosa. Czeska stolica przywitała mnie piękną pogodą. Środa była nie tylko niezwykle ciepła, ale i słoneczna, więc wiele osób chodziło po ulicach w koszulkach z krótkim rękawem (na czwartek zapowiedziano 18 stopni Celsjusza). Czyli już prawdziwa wiosna, bo pięknie zakwitły drzewa i krzewy na różowo, biało czy żółto, w zależności od gatunku. A wszystko w tle ze „Złotą Pragą”, bo tak jest nazywane, zresztą wyjątkowo słusznie, to przepiękne miasto.

Poza zaletami czysto wizualnymi ma też mnóstwo innych atrakcji o czym miałem się przekonać w towarzystwie mojego przyjaciela Stanislava Hrabĕ. Spotkaliśmy się znów, aż trudno uwierzyć, prawie równo po dziesięciu latach. To znakomity dziennikarz sportowy o szerokich zainteresowaniach i kompetencjach we wspomnianej branży. Od lat jest korespondentem magazynu „France Football”. W 2002 roku założył komisję historyków i statystyków przy czeskim związku piłkarskim. Zdążono go już dwa razy z niej wyrzucić, gdy zmieniała się władza i ludzie, którzy objęli stery uznali, że są nieomylni, więc stał się jedną z ofiar ich czystek. Na szczęście ich już też zdążono sczyścić, więc znów służy swą ogromną wiedzą i związkowi, i sympatykom piłki w ojczyźnie, po powrocie do dawnej roli.

Tak jak przed dziesięcioma laty umówiliśmy się oczywiście na piwo. Inaczej być nie mogło w Czechach, czyli jednym z krajów – prawdziwych królestw piwa. Standa zaprowadził mnie do lokalu „U Kozla” w dzielnicy Žižkov, czyli starej, dobrej Pragi. Zachowała swój prawdziwy charakter, może głównie dzięki temu, że nie docierają tam stada turystów.
Jedzenie miało być dobre, a okazało się wyśmienite. Skosztowałem jednego z czeskich specjałów – svíčkovej, czyli polędwicy wołowej z dużą ilością gęstego sosu, podawanej z bułczanymi knedlikami. Standa dołożył mi jeszcze część swojej porcji żeberek, którą zamówił, bo stwierdził, że też muszę spróbować. Spróbowałem, były równie pyszne jak svíčková.

I oczywiście jeszcze miejscowe piwo. Zostałem poinstruowany, że trzeba wychylić toast od razu, gdy kelner postawi kufel na stole, by skosztować mocno trzymającej się na wierzchu piany. Starałem się wykonywać perfekcyjnie polecenia, gdy lądowały przede mną kolejne kufle „Velkopopovický’ego Kozela”. Co chwila, szlifując swój czeski, powtarzałem tylko - „výborne”!

W takich okolicznościach zaczęliśmy dyskusję o piątkowym meczu Polaków z Czechami. Mój gospodarz nakreślił do niej interesujące tło. Zaczął mówić o Euro 2020, naprawdę udanym dla Czechów, którzy dotarli do ćwierćfinału. Zauważył:

„W kadrze byli oczywiście „legionierzy”, czyli zawodnicy z lig zagranicznych, ale odpowiednią jakość zapewnili jej także piłkarze Slavii Praga. To dzięki ich dobrej grze, bo świetnie radzili sobie przez lata w europejskich pucharach, reprezentacja Czech dotarła do ćwierćfinału imprezy”.

Potem były mistrzostwa świata, już bez Czechów. Standa nie ma wątpliwości, że jednym z głównych czynników niezwykle negatywnie wpływającym na końcowy wynik eliminacji była afera rasistowska z Ondřejem Kúdelą. Jako piłkarz Slavii został ukarany zakazem występów w aż dziesięciu meczach w europejskich pucharach za rasistowskie uwagi skierowane pod adresem Glena Kamary w spotkaniu Ligi Europy z Rangers FC.
Standa tak to skomentował:

„Nikt nie wie, co naprawdę powiedział i nikt mu niczego nie udowodnił. A to był nasz najlepszy obrońca. Atmosfera wokół kadry i związanych z nią problemów zrobiła się wtedy fatalna. Byliśmy w grupie z Belgią i Walią. Zakładaliśmy, że ta pierwsza może okazać się od nas lepsza. W porządku, ale liczyliśmy na wyprzedzenie Walii. Jednak gdy podczas meczu Gareth Bale brutalnie uderzył łokciem Kúdelę powodując u niego poważne obrażenia, kibice bili mu brawo, bo przecież zaatakował rasistę”.

Czechy dostały się do baraży tylko dzięki odpowiedniemu bilansowi w Lidze Narodów, przegrywając w nich ze Szwecją, która następnie dała się pokonać Polsce. Jak w piątek sami zaprezentują się w mecz z tą samą Polską?

Standa zauważył, że mogą być bardzo groźni. Przejechał palcem po wydrukowanej liście powołanych zawodników i wymienił ich kluby. Spośród dziewięciu obrońców aż siedmiu gra w miejscowej lidze w Slavii i Sparcie Praga oraz Viktorii Pilzno! Wierzy, że mogą dać drużynie odpowiednią jakość jak podczas Euro 2020. I dodał:

„Choć kilku z nich to debiutanci, na pewno się są piłkarzami przypadkowymi, powołanymi tylko dlatego, że inni doznali kontuzji. Mają odpowiednie doświadczenie, choćby dzięki grze w europejskich pucharach, ale też odpowiednie umiejętności”.

Zdobywali je również dzięki udanym występom w kadrze do lat 21, więc Standa podkreślił:

„Tomáš Čvančara ze Sparty czy David i Matěj Jurásek, choć nie są braćmi, ze Slavii to naprawdę dobrzy zawodnicy, choć debiutanci”.

Uważa, że ze starszych graczy nieoceniony pozostaje pomocnik West Ham United Tomáš Souček:

„Kapitan i prawdziwe serce drużyny. Może ma w klubie nieco słabszy sezon, ale reprezentacja to co innego. Zawsze gra na maksimum swoich możliwości”.

Jak Czesi spiszą się w meczu z Polską przekonamy się w piątek. Ja swój na Žižkovie sromotnie przegrałem. Gdy Standa zaproponował trzecią kolejkę, postanowiłem spasować. Spojrzał na mnie z takim politowaniem, że zgodziłem się przyjąć jeszcze jedno małe piwo. Wtedy straciłem w jego oczach jeszcze więcej, bo stwierdził, że „prawdziwy chłop” małego nie pije.

Znacznie gorsze upokorzenie przeżyłem kiedy przyszedł kelner, by przyjąć zamówienie. Siła jego kpiącego wzroku była tak wielka, że miałem ochotę schować się pod stół. Czyli totalna porażka, ale dzięki niej byłem w stanie dalej kojarzyć fakty i napisać ten tekst.

▬ ▬ ● ▬