2013-03-19
Tylko murawa wspólna
Polska i Ukraina – dwa światy, piłkarskie i nie tylko. Gdy się je porówna, trudno znaleźć wiele wspólnych cech. Różnic za to, co niemiara.
Wystarczy zestawić wyniki. Polska drużyna grała po raz ostatni w Lidze Mistrzów w 1996 roku. Szachtar Donieck bił się jeszcze niedawno z trzema Polakami, ale z Borussii. Wiem, że u Ukraińców rej wodzą Brazylijczycy. Ale przy nich ogrywają się też miejscowi. Nawet jak Lewandowski nie pamięta żadnego z nich z nazwiska, doświadczenie po takich meczach zostaje w nogach. Tym bardziej gdy się gra na wysokim poziomie regularnie od lat.
Poza boiskiem również nie bardzo jest co porównywać. Zacznijmy od samej góry. Nowy prezes PZPN daje swój telefon piłkarzom i mówi, że w razie czego niech dzwonią. Ukraińska federacja też ma nowego szefa. Od 2 września ubiegłego roku jest nim Anatolij Końkow. Zastąpił potężnego Hryhorija Surkisa, który załatwił nam wspólne EURO. Nowy człowiek, ale stare zwyczaje. Pan prezes może pojawić się w szatni reprezentacji przed i po jej meczach. To raczej wizyty formalne. Piłkarze nie mogą liczyć na dłuższe pogaduchy. Hierarchia musi być! Jeśli szefowie OZPN-ów nazywani są u nas baronami, w porównaniu z nimi Końkow jest carem.
Pewnie dlatego, że każdy zna swoje miejsce w szeregu, wie jak łatwo z niego wypaść, gdy powie się za dużo. Dlatego wielu rzeczy trzeba się domyślać. Najtrudniej rozmawiać o pieniądzach. Wiadomo, że najlepsze kluby na Ukrainie płacą dobrze. Gdyby było inaczej, nie miałyby w kadrze wiele niezłych zagranicznych grajków. A ile dokładnie płacą? Najłatwiej ustalić to w przypadku Anatolija Tymoszczuka, tyle że w… niemieckim Bayernie. Tam podobno dostaje około 2-2,5 miliona euro rocznie.
Równie ciężko wyciągnąć z klubów informacje o transferach. Tylko Timoszczuk z całej reprezentacji gra obecnie w zachodnim klubie. Inni się nie palą do wyjazdu, bo dobrze zarabiają i dlatego nie chcą się nigdzie ruszać. To wersja oficjalna. Bo wiadomo też, że Andrij Jarmołenko czy Jewhen Konoplanka z przyjemnością pograliby za granicą. Choć nawet mogą nie wiedzieć gdzie była taka szansa. Oligarchowie, rządzący najlepszymi klubami, bardzo rzadko mają ochotę wyjawić jaką ofertę i na kogo dostali. Stać ich na to, biedni nie są i nie muszą sprzedawać piłkarzy, by przetrwać. Z nielicznych przecieków, które trafiły do mediów wiadomo, że Milan interesował się Jarmolenką, a Napoli i Sampdoria Romanem Zozulją. Ale oczywiście nie ma sensu o to pytać piłkarzy. Nic konkretnego nie powiedzą na pewno. W Polsce byle agent gada na lewo i prawo ile chce i co chce.
Na koniec reprezentacja. Czy trener Mychajło Fomenko nie ma autorytetu u zawodników? Pytanie bez chętnych do odpowiedzi. Można się tylko domyślać, że niektóre młodziaki w kadrze poczuły się już mocne i po cichu wypominają selekcjonerowi, że ostatni sukces odniósł z Dynamem przed dwudziestoma laty. Ale to tylko domysły.
Choć przyznać trzeba, że jednego konfliktu pod dywan zamieść się nie udało, gdy zaiskrzyło na linii Jarosław Rakycki - Ołeksandr Szowkowski. Ten pierwszy nie przyjeżdżał na wszystkie mecze towarzyskie reprezentacji. Był kontuzjowany, ale w najbliższym spotkaniu ligowym już grał. Wtedy nie wytrzymał ten drugi i powiedział co o nim myśli. Ponieważ reprezentowali drużyny odwiecznych rywali, Szachtara Donieck i Dynama Kijów, to był prawie początek wojny domowej… Szowkowski we wrześniu ogłosił zakończenie reprezentacyjnej karierze, więc należy sprawę traktować już wyłącznie w kategoriach ciekawostki historycznej.
Dwa piłkarskie światy spotkają się w piątek na wspólnej murawie Stadionu Narodowego. Dla kogo okaże się lepsza?
▬ ▬ ● ▬