2013-10-01
Twórcza rola Mirki Bielohlavej
Ten sezon dla Śląska Wrocław raczej dobrze się nie skończy. Bankructwo? Czwarta liga? Okazuje się jednak, że nawet w takiej sytuacji może być śmiesznie.
Przypadek Śląska pokazuje jak daleka od normalności jest polska piłka. Choć całkiem niedawno o nim pisałem, nie przypuszczałem, że smutny temat powróci w ekspresowym tempie.
Większościowemu udziałowcowi klubu, miliarderowi Zygmuntowi Solorzowi, Śląsk był potrzebny wyłącznie do zrobienia innego interesu – wybudowania galerii handlowej. Poza tym zainteresowanie współwłaściciela piłkarzami z Wrocławia było jeszcze mniejsze, niż moje serialami z jego telewizji, których oglądaniem nie splamiłem się nigdy. Gdy okazało się, że z galerii nic nie będzie, okazało się też, że z klubem może być jeszcze gorzej.
Niedawno media z koncernu Solorza wysłały w świat informację, że miliarder chce przejąć cały klub. Chyba wyłącznie dla poprawienia nadszarpniętego wizerunku. Bo ratunku dla Śląska raczej nie widać. Chodzi o zbyt duże pieniądze. Solorz chce odzyskać 30 milionów. To może mu zapłacić tylko miasto, ale widzę, że raczej się nie pali. Władzom Wrocławia bardziej na rękę jest bankructwo klubu, nawet gdyby miał startować w przyszłym sezonie od czwartej, tylko z nazwy, a tak naprawdę piątej ligi.
Ale nawet w takiej sytuacji może być śmiesznie. Świadczy o tym argumentacja Mariana Kmity z „Polsatu” Solorza, któremu „Przegląd Sportowy” udzielił łamów. Choć dogrzebałem się do niej ze sporym (kilkunastodniowym) opóźnieniem, z pewnością warta jest rozpowszechnienia:
„To Polsat poprzez swoich specjalistów zachęcał do pracy w Śląsku i Oresta Lenczyka, i Stanislava Levego.
W przypadku tego ostatniego to namiary na niego dostarczyła nam nasza praska przyjaciółka Mirka Bielohlava, współpracownica byłego wiceprezesa czeskiej federacji Pavla Vacka. Zresztą tych detali związanych z udziałem stacji w budowaniu Wielkiego Śląska było w ostatnim czteroleciu setki”.
Teraz przynajmniej wiem, a pewnie za chwilę dowiem się jeszcze więcej, jak Solorz, poprzez swoje media dopieszczał Śląsk.
Jest śmiesznie, a może być jeszcze ciekawiej, skoro słyszę, że zbawieniem dla wrocławskiego klubu mają być pieniądze innego miliardera Józefa Wojciechowskiego. Od razu skojarzyło mi się to z ponownym otwarciem… lotniska w Modlinie. Pan Józef ma na nie naprawdę blisko ze swojej rezydencji nad Zalewem Zegrzyńskim. A stamtąd już własnym odrzutowcem może dotrzeć do Wrocławia mniej więcej w takim samym czasie, jak białym bentleyem na Konwiktorską w Warszawie, gdy był jeszcze właścicielem Polonii.
Agenci już zacierają ręce. Takiego klienta jak Wojciechowski w polskiej piłce wcześniej nie było i pewnie prędko nie będzie. Kilka razy pozwoliłem sobie z pana Józka pożartować, ale tym razem mam do niego jak najbardziej poważny apel. Kolega opowiedział mi niedawno niewiarygodną wręcz historię jak próbowano mu wcisnąć do Polonii jakiegoś zagranicznego połamańca za straszne pieniądze.
Panie Józefie, niech pan pomyśli o napisaniu biografii! Biorąc pod uwagę stan pana konta (czyli groźbę ewentualnych procesów o zniesławienie), jestem przekonany, że nikogo pan w niej nie oszczędzi. A na pewno tych, których w ubiegłym roku pozdrowił pan stwierdzeniem: „Wokół mnie hieny i złodzieje”.
Dzięki temu poznamy z pikantnymi szczegółami listę największych cwaniaków, którzy doili pana ile się tylko dało. Nawet nie zdaje pan sobie sprawy jak może w ten sposób pomóc polskiej piłce.
Trzymam kciuki!!!
▬ ▬ ● ▬