Trudna miłość z ostem w herbie

Fot. Trafnie.eu

Znalazłem niesamowitą informację. Choć pewnie wielu uzna mnie za pomyleńca, skoro związana jest z klubem zamykającym drugoligową tabelę.

Od razu wyjaśnię, że nie chodzi o polską ligę, tylko szkocką. A tam druga jest w rzeczywistości drugą, nie tylko z nazwy, jak u nas. Tak czy inaczej peryferie wielkiej piłki, nie ma co ukrywać. A klub zamykający tabelę nazywa się Partick Thistle. Pierwszy człon oznacza jedną z dzielnic Glasgow, drugi - oset, narodową roślinę i symbol Szkocji. 

Przed czterema laty byłem na meczu tej drużyny z Dundee United, gdy występowała jeszcze w pierwszej lidze. Wybrałem się na kameralny Firhill Stadium na pewno nie przez przypadek. Fascynował mnie klubik funkcjonujący w przepastnym cieniu dwóch miejscowych gigantów - Celtiku i Rangersów. Czyli w takim, z którego nie wydostanie się nigdy, czyli zawsze skazany będzie na marginalizację.

Zastanawiałem się jakie trzeba mieć samozaparcie, by kibicować właśnie temu trzeciemu w mieście, mając za plecami dwie potęgi koncentrujące nieustannie na sobie uwagę. Dopingowanie Partick Thistle to głównie… cierpienie. Ale pewnie dostaje się je w genach, bo przecież na Wyspach Brytyjskich dziedziczy się miłość do klubu.

Czasami jest tylko dylemat, gdy ojciec kibicuje jednemu, a matka drugiemu. Kiedyś właścicielka pensjonatu w Birmingham, w którym nocowałem, opowiedziała mi o swojej rodzinie. Ona sympatyzowała z Aston Villą, jej mąż z Birmingham City, albo na odwrót. Mieli dwójkę dzieci jeszcze wahające się, który klub wybrać.

Takiemu klubowi jak Partick Thistle trzeba kibicować sercem, a nie rozumem, który szuka wyłącznie sukcesów. Dla mnie stanowi esencję futbolu. Ktoś, kto mieszka w Polsce i mówi, że jest sympatykiem Realu Madryt czy Barcelony, pewnie nigdy tego nie zrozumie, więc nie będę tracił czasu, by dalej wyjaśniać. Albo się coś czuje, albo nie, bez zbędnych słów.

Po wizycie na meczu w Glasgow w 2015 roku sprawdzając wyniki ligi szkockiej automatycznie szukałem meczu Partick Thistle. Ze smutkiem przyjąłem degradację w ubiegłym roku. Gdy nie tak dawno ostatni raz oglądałem tabelę drugiej ligi zdałem sobie sprawę, że w tym sezonie drużyna może zaliczyć kolejny spadek. I nagle pojawiła się informacja mogąca odmienić los klubu.

Partick Thistle kupił milioner. Jednak nie taki, który dorobił się fortuny na jakiś biznesach, tylko wygrał na loterii EuroMillions. Nazywa się Colin Weir i wraz z żoną Cristiną stał się przed ośmioma laty właścicielem rekordowej w Wielkiej Brytanii wygranej – 161 milionów funtów!

Od dziecka był kibicem, a teraz stał się też współwłaścicielem klubu z Glasgow po zakupie 55 procent jego akcji. Czyli sprawdziła się zasada, że miłość do ukochanego klubu przetrwa wszystko. Wzajemna miłość posiadaczy fortuny niestety nie przetrwała, bo państwo Weir przed dwoma miesiącami się rozwiedli.

Kontrolny pakiet akcji Partick Thistle od środy należy do konsorcjum loteryjnego milionera - The Three Black Cats (TBC), czyli Trzy Czarne Koty. Jednak tylko tymczasowo. Jak informuje klubowa strona internetowa najpóźniej 30 marca przyszłego roku zostaną przekazane stowarzyszeniu kibiców „Thistle for Ever”, a obie strony wspólnie wypracują model zarządzania przez niego klubem.

Piękna historia, prawdziwy miód na moje serce. Oczywiście sam zakup kontrolnego pakietu akcji nie zapewni Partick Thistle sukcesów. Mam jednak nadzieję, że okaże się punktem zwrotnym nie tylko w tym sezonie i nie tylko uratuje się przed spadkiem, ale też wróci niedługo do ekstraklasy. A ja na pewno będę jeszcze częściej analizował wyniki i tabelę szkockiej drugiej ligi.

▬ ▬ ● ▬