2018-04-20
Trener z innej epoki
Arsene Wenger żegna się po zakończeniu sezonu z Arsenalem. To nie kolejna plotka na jego temat, a było ich mnóstwo, tylko oficjalna informacja.
Potwierdził ją w piątek londyński klub, co od razu stało się wiadomością dnia nie tylko w angielskim, ale i światowym futbolu. Odchodzi przecież jeden z najbardziej znanych i przede wszystkim najdłużej pracujących trenerów na świecie. Objął drużynę Arsenalu we wrześniu 1996 roku. Czyli spędził w tym klubie prawie dwadzieścia dwa lata!!!
Trudno oprzeć się pokusie, by z takiej okazji nie poświęcić mu okolicznościowego tekstu. Problem polega na tym, że ja już taki tekst spłodziłem przed czterema laty. A działo się to z okazji świętowania przez Francuza osiemnastej rocznicy pracy w Arsenalu. Jaki więc sens pisać raz jeszcze? Każdy może go sobie przecież przeczytać…
Postanowiłem więc zrobić coś innego – pokazać jak wyglądał piłkarski świat, gdy Wenger podpisywał kontrakt z Arsenalem. By w ten sposób uświadomić wszystkim, że minęła wręcz cała epoka, w czasie której on zdołał wytrwać na swym stanowisku.
Londyński klub miał jeszcze siedzibę na stadionie Highbury, liczącym zaledwie 38,5 tysiąca miejsc, a o nowym i większym nikt nawet nie myślał. Dopiero co oddano przecież do użytku nową trybunę za jedną z bramek. A Wenger obejmował drużynę, której kapitan Tony Adams, akurat przyznał się do alkoholizmu….
Cała Anglia nuciła jeszcze piosenkę o tym, że „futbol powrócił do domu”. To był super przebój zakończonych kilka miesięcy wcześniej Euro 2016, w których gospodarze dotarli do półfinału. Przegrali w nim po serii rzutów karnych z Niemcami, a decydującej jedenastki nie wykorzystał obecny trener reprezentacji Gareth Southgate.
W finale rozgrywanym na nieistniejącym już stadionie Wembley Niemcy wygrali z Czechami 2:1, po dogrywce, a właściwie zastosowaniu nowatorskiego przepisu (z którego szybko zrezygnowano) o „złotej bramce”. Po jej zdobyciu w doliczonym czasie gry mecz został automatycznie zakończony.
Na początku października reprezentacja Polski na tym samym Wembley przegrała z Anglią 1:2 mecz eliminacyjny do mistrzostw świata. Bramkę dla drużyny prowadzonej przez Antoniego Piechniczka zdobył piłkarz Widzewa Marek Citko. Jego popularność w ojczyźnie, nie tylko z powodu tej bramki, przekraczała w owym czasie granice zdrowego rozsądku.
Widzew z Citką w składzie awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Dziś jego nieistniejącego już stadionu nikt by nie dopuścił do rozgrywek UEFA. Wtedy wymagania były jednak mniejsze i w Łodzi zagrały: Atletico Madryt, Borussia Dortmund i Steaua Bukareszt. Po tych meczach polska piłka czekała na kolejny mecz Ligi Mistrzów równo dwadzieścia lat!
Drużynę Widzewa prowadził trener Franciszek Smuda. Sezon zakończył zdobyciem drugiego z rzędu i ostatniego jak dotąd z czterech tytułów mistrzowskich dla łódzkiego klubu. Jego bramki strzegł Maciej Szczęsny, który raczej nie mógł przypuszczać, że człowiek, który właśnie obejmował w Londynie posadę, kiedyś kupi do Arsenalu jego syna, wtedy sześcioletniego Wojciecha.
PZPN-em rządził żelazną ręką "Magnat", czyli prezes Maran Dziurowicz. Sekretarzem Generalnym był jego przyszły następca Michał Listkiewicz. W polskiej pierwszej lidze, która jeszcze była pierwszą nie tylko z nazwy, grały takie drużyny, jak Amica Wronki, Hutnik Kraków, Odra Wodzisław czy Sokół Tychy, który zaledwie kilka miesięcy wcześniej sprzedał do Feyenoordu Jerzego Dudka. A kilka lat później Wenger był bardzo blisko sprowadzenia go do Arsenalu.
Dudek dawno zakończył karierę, Sokoła mało kto pamięta. A Wenger ciągle na tym samym stanowisku. Ale już tylko do końca sezonu...
▬ ▬ ● ▬