To powinno być karalne!

W kończącym się tygodniu głośno zrobiło się o dwóch trenerach. Nazywanie tak jednego przychodzi mi z trudem. Dla innych nie stanowi jednak problemu. 

Po derbach Łodzi trenerem ŁKS przestał być Wojciech Stawowy. Został zwolniony, choć oficjalnie kontrakt rozwiązano za porozumieniem stron. Nazywanie informacji o dymisji sensacyjną uważam za nieporozumienie. Mnie już żadne wiadomości na jego temat nie zaskoczą. 

Mówimy o trenerze, które według opinii jednego z zawodników jest w stanie nauczyć grać w piłkę nawet... małpę. Opinia dość oryginalna, ale z całą pewnością budująca dla Stawowego. Tak jak z całą pewnością oryginalny jest też przebieg jego kariery. Przecież kiedyś został uznany przez prezesa Cracovii za kogoś wyjątkowego w trenerskim fachu, skoro postanowił z nim podpisać dziesięcioletni kontrakt! Wyszło śmiesznie, bo niestety szybko został pogoniony z roboty. 

W ŁKS-ie też był zatrudniany przed rokiem jako ktoś wyjątkowy. Miał zapewnić ligowe punkty, ale też i piękną grę. Tak sobie wymyślił dyrektor sportowy klubu Krzysztof Przytuła, który wcześniej pracował razem ze Stawowym po drugiej stronie miasta w Widzewie. Niedawna dymisja dowodzi, że pomysł na boiskową tiki-takę się nie sprawdził, co mnie specjalnie nie zdziwiło, ponieważ już w momencie zatrudniania trenera cytowałem Bogusława Kaczmarka, którego słowa się boleśnie sprawdziły (za: expressilustrowany.pl):

„Wojciech Stawowy kilka ostatnich lat nie pracował w dorosłej piłce, a ten ostatni jego okres w ligowym futbolu nie wyglądał za ciekawie. Dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła ładnie mówi o piłce, ale do tej pory zdecydowanie gorzej ją robił. Najpiękniejsze strategie gry kładą się na łopatki, bo najważniejszy jest czynnik ludzki. Pewnie my obaj gdybyśmy chcieli pograć na fortepianie na cztery ręce, to byśmy sobie tylko przytrzasnęli palce”. 

Teraz mój drugi bohater tygodnia, którego z trudem nazywam trenerem. Bo on bardzo próbuje nim być, co mu się za bardzo nie udaje. Podziwiam go jednak za tupet i związaną z nim przebojowość. Nie zraża się porażkami, gnając do przodu. Właśnie postanowił zostać trenerem reprezentacji Niemiec (za: wp.pl):

„To mój obowiązek wobec piłki nożnej - powiedział Lothar Matthaeus w rozmowie ze Sky. - Jeśli Niemiecki ZPN uzna, że to właściwa kandydatura, a fani tego będą chcieli, to trzeba o tym pomyśleć i przedyskutować - dodał.

Były piłkarz przyznał, że jego plan życiowy był inny, ale jest gotowy do pomocy. - Ludzie, którzy decydują, muszą być przekonani. Wtedy ja wysłucham propozycji – skomentował”.

Skoro Matthäus  ma obowiązek wobec piłki nożnej, jak też takowy posiadam. Otóż muszę ostrzec wszystkich przed tym panem. Bezrefleksyjne pisanie o nim jako o potencjalnym kandydacie na trenera niemieckiej reprezentacji powinno być karalne! Gdy jego nazwisko pojawiło się kiedyś na liście potencjalnych kandydatów na selekcjonera rodzimej kadry, miałem gotowy plan działania:

„Pomyślałem, że jeśli nim zostanie, poproszę o azyl w jakimś kraju. Jako uzasadnienie podałbym, że uzyskiwane przez niego wyniki mogą stanowić poważne zagrożenie dla mojego zdrowia psychicznego. Na szczęście nikt mu w PZPN posady nie dał. Co teraz porabia? Za bardzo mnie to nie interesuje. Byle robił cokolwiek daleko od Polski”.

W tym roku Matthäus będzie obchodził jubileusz. Jaki? Dziesięć lat przerwy w pracy trenerskiej. Rzeczywiście więc idealnie nadaje się na selekcjonera niemieckiej reprezentacji. Zawsze w podobnych sytuacjach mam dobrą radę dla tych, którzy jednak decydują się na zatrudnianie podobnych osobników – weźcie mnie, bo po mnie trzeba będzie krócej sprzątać!

▬ ▬ ● ▬