Ten, który zyskał najwięcej

Fot. Jarosław Tomczyk

Zastanawiam się o czym bym pisał, gdyby nie afera w Wiśle? Przełom starego i nowego roku to nie jest najlepszy okres na znalezienie piłkarskich tematów.

A tu nie nadążam z czytaniem nowych informacji z Krakowa. Nie ma wręcz możliwości, by wszystko przerobić, nad wszystkim nadążyć! Właściwie mógłbym się zastanowić nad relacją na żywo, jak w niektórych mediach. Niektórzy zaczynają domagać się krat dla konkretnych osób. Wątek kryminalny ma więc szansę zdominować krakowską telenowelę w najbliższych odcinkach, choć nie lekceważyłbym też komediowego.  

Nie daje bowiem za wygraną Mats Hartling, niedoszły właściciel Wisły, który „dzwoni do Interii” i skarży się, że ma nowego inwestora, ale klub nie chce z nim rozmawiać. Ponieważ Szwed twierdzi, że „wciąż posiada 40 procent akcji klubu, choć TS Wisła uznaje je za nieważne”, jeszcze będzie wesoło na pewno.

Ale pojawił się zupełnie nowy wątek – muzyczny! Pochwalił się nim Paweł Brożek po pierwszym treningu na jaki stawili się piłkarze Wisły z Kubą Błaszczykowskim (!) włącznie (za: przegladsportowy.pl):

„Na powitanie puściliśmy sobie w szatni piosenkę o panu Ly, która krąży po internecie”.

Nie tyle krąży, co czeka na odtworzenie. Linka do utworu (można tu go posłuchać) „W sumie trzech - I Vanna Ly” przesłał mi znajomy kibic Wisły. Przy okazji zwrócił uwagę na ważną kwestię, która, co muszę ze wstydem przyznać, zupełnie mi umknęła. A dlatego ze wstydem, że sam przecież o tym pisałem w czerwcu 2017 roku:

„Trzeba jeszcze zdefiniować słowo „wypłata”. Otóż piłkarze Wisły są na tak zwanym samozatrudnieniu. Czyli mają własne firmy, na które dostają przelewy z klubu. Gdyby więc Czerwiński zgodził się przejść w styczniu do Wisły, musiałby odprowadzić przez następnych sześć miesięcy pewnie z kilkadziesiąt tysięcy VAT do urzędu skarbowego. Czyli z grubsza licząc z pensją za luty wypłaconą w kwietniu oraz jakimś wynagrodzeniem dla księgowej byłby może nieco nad kreską. Kto ma własną firmę, łatwo sobie policzy”.

Zapytałem kolegę czy przez ponad półtora roku nic się nie zmieniło? Czy dalej są na samozatrudnieniu? Odpowiedział w sposób nie pozostawiający żadnej wątpliwości: „Na sto dziesięć procent”! Czyli sytuacja piłkarzy Wisły to nie dramat, ale dramat do kwadratu. Nie dość, że nic nie dostają, muszą jeszcze sami regularnie płacić fiskusowi!

Z tej okazji przypomniałem sobie o jednym piłkarzu, który był powodem napisania wspomnianego tekstu. Chodzi o prawego obrońcę Alana Czerwińskiego. Bronił wtedy barw GKS Katowice (na zdjęciu odbiera nagrodę dla najlepszego zawodnika tego klubu) i dostał propozycję z Wisły. W 2017 roku wybrał jednak inny klub:

„Teraz Czerwiński jest piłkarzem piłkarzem Zagłębia [Lubin], trafił pod skrzydła rozsądnego trenera, podpisał normalny kontrakt, ma normalną umowę o pracę i o zaległe pensje martwić się nie musi. Musi się tylko martwić, by grać jak najlepiej. Na pewno nie trafił do gorszego klubu niż Wisła. Dostał w nim szansę na sportowy rozwój. I mam nadzieję, że jego rozsądek w planowaniu kariery zostanie nagrodzony”.

Już został. Dochodzi teraz do siebie po ciężkiej kontuzji zerwania więzadeł w kolanie. Gdyby wybrał Wisłę, pozostałby na lodzie. Bez pieniędzy za grę, bez pieniędzy na operację i leczenie. Zagłębie zagwarantowało mu wszystko.

 ▬ ▬ ● ▬