2018-02-27
Taki narodowy sport
Polska piłka ma drugiego zawodnika światowej klasy, tylko może świat jeszcze o tym nie wie. I nowego reprezentanta, o czym z kolei może nie wiedzieć Nawałka.
Zbigniew Boniek zawyrokował – Piotr Zieliński jest lepszy od Kevina De Bruyne. Przyznaję, że długo musiałem się przekonywać do Belga. Może dlatego, że nie jest aż tak finezyjny w każdym zagraniu, za to do bólu efektywny na boisku. To bez wątpienia gracz klasy światowej. Byle kto nie występowałby kolejny sezon w Manchesterze City, odgrywając do tego kluczową rolę w drużynie.
W grudniu ubiegłego roku dziennik „The Guardian” opublikował listę stu najlepszych zawodników na świecie. De Bruyne został sklasyfikowany na czwartym miejscu! Wyprzedzili go tylko Leo Messi, Cristiano Ronaldo i Neymar. Czyli zdaniem Bońka Zieliński jest zawodnikiem światowej klasy, z którym niewielu może się równać. Nawet Robert Lewandowski (na liście „The Guardian” był siódmy).
Uważam, że polski pomocnik Napoli ma wielki potencjał. Apelowałem, by go nie skreślać po EURO 2016, na którym nie wypadł zbyt przekonująco. To rozgrywający w najczystszej formie, jakiego reprezentacji brakowało od lat. I Zieliński odpłacił się kilkoma występami potwierdzającymi pokładane w nim oczekiwania. Zrobił wielkie postępy. Mam nadzieję, że jego talent dalej będzie się rozwijał. Ale czy to rzeczywiście już tej klasy grajek, jak twierdzi Boniek?
Ledwo zaczęła się druga część sezonu Ekstraklasy, a nominację do kadry dostał Jarosław Niezgoda! Wystarczyły dwa mecze i trzy strzelone w nich bramki, by zaczęto go tytułować „przyszłym reprezentantem Polski”, rozważając poważne szanse na wyjazd w czerwcu na finały mistrzostw świata. Nie wiem, co na to Nawałka, ale chyba nikt nie miał czasu go zapytać, nawet wiedząc, że na pytania i tak nie odpowiada.
Jeśli Niezgoda rzeczywiście dostanie powołanie do kadry, czy poradzi sobie lepiej niż Jakub Świerczok? Bo ten seriami zdobywał bramki na jesieni, a jak wypadł jego debiut w reprezentacji, lepiej nie pamiętać. Czy aby nie za szybko kreujemy mistrzów i arcymistrzów? Może to taki narodowy sport?
Opinie o Zielińskim i Niezgodzie przeczytane w ubiegłym tygodniu przypomniały mi się z okazji zakończenia zimowych igrzysk olimpijskich. Gdy się zaczynały, wydawało się, że będą należały do reprezentantów Polski. Kiedy po złocie Kamila Stocha skoczkowie zdobyli brąz, odnosiłem wrażenie, że jesteśmy absolutnym gigantem w sportach zimowych. Ich trzecie miejsce relacjonowano jako niewiarygodny sukces. I pewnie bym w to uwierzył, gdybym nie oglądał dekoracji medalowej w innych dyscyplinach.
Niestety z każdym dniem trudniej było utrzymywać naród w przekonaniu, że jego przedstawiciele stanowią potęgę w rywalizacji w dalekiej Korei, co za chwilę zostanie potwierdzone kolejnymi medalami. Wielki kraj, który co roku ma zimę jak się patrzy, czyli teoretycznie idealne warunki do wyszkolenia potencjalnych medalistów, był tylko obserwatorem sukcesów innych.
A gdy jedna dziewucha z Czech zdobyła dwa złote medale w dwóch różnych dyscyplinach, bo znudziło jej się jeżdżenie tylko na jednej desce, zrobiło mi się wstyd. Bo okazało się, że w pojedynkę, jako reprezentantka dużo mniejszego kraju, który nie ma nawet porządnych gór, przegoniła w medalowej klasyfikacji dużo większego sąsiada.
I gdy znów włączyłem telewizor dowiedziałem się, że „to były raczej marzenia, a nie realne szanse na medale”, że jednak „w polskich sportach zimowych jest kryzys”. Za to w kreowaniu mistrzów jeszcze przed startem jesteśmy, i pewnie pozostaniemy, specjalistami klasy światowej.
▬ ▬ ● ▬