Szrot kontra zdolna młodzież

Fot. Trafnie.eu

Po tygodniowym maratonie piłkarskim mam lekki przesyt. Ale jeszcze próbuje wyciągnąć wnioski z tego, co przez ostatnie dni oglądałem.

Wtorkowy mecz Francji z Hiszpanią był ostatnim na mojej liście. Od poprzedniej środy trochę się ich uzbierało. To znaczy obejrzałem ile się dało. Nie tylko tych w eliminacjach do mistrzostw świata, ale także kilka towarzyskich.

Pierwsza refleksja związana jest z piłkarzami występującymi w Ekstraklasie. Ale nie z kadry Nawałki, tylko z innych reprezentacji. Co mecz, to jakieś znajome nazwisko. Bułgar Spas Delew z Pogoni Szczecin został wybrany do jedenastki piątej kolejki eliminacji MŚ przez „France Football”. Chyba zasłużył za dwie bramki strzelone w Sofii Holendrom. Nawet tragicznie słabym tego dnia Holendrom trzeba je umieć strzelić.

W meczu z Anglikami na Wembley zauważyłem śmiało hasającego po murawie Litwina Fedora Černycha z Jagiellonii. I wcale nie był przestraszony ani rywalem, z założenia groźnym, ani słynnym stadionem, na którym przyszło mu grać. Nawet 1 Liga miała swojego reprezentanta w eliminacjach! Petteri Forsell zaliczył kilkuminutowy występ w barwach Finlandii w starciu z Turcją. W sumie w ostatniej kolejce eliminacji wystąpiło co najmniej kilkunastu obcokrajowców z polskich klubów.

Może więc pora przestać bezrefleksyjnie nazywać wszystkich ściąganych do Ekstraklasy „szrotem”? Oczywiście w tej grupie są i tacy, którzy na wspomniane określenie niestety zasługują. To jednak nie ich wina, tylko śmiesznych prezesów, dających się nabić w butelkę cwanym agentom.

Ekstraklasę zasilają głównie reprezentanci jednego z przeciętnych piłkarsko krajów ze wschodniej Europy. Jeśli jednak w piłkę grać potrafią, a kilku potrafi przynajmniej na przyzwoitym poziomie, trudno ciągle opowiadać bajki, że zabierają miejsce „zdolnej młodzieży”, bo tej zdrowa konkurencja zawsze się przyda.

Niestety młodziaki regularnie występujący w lidze czy wręcz uważani za jej gwiazdy, w reprezentacji do lat 21 cieniują strasznie. Wnioski po pierwszym meczu towarzyskim z Włochami w ubiegłym tygodniu, po drugim z Czechami tylko uległy wzmocnieniu.

Gdy piłkarze mieli jeszcze szansę na awans do igrzysk w Rio de Janeiro, odnosiłem wrażenie, że są oczkiem w głowie szefa PZPN. Kiedy dostali łomot od Greków, pan prezes słusznie zauważył, że (cytat z pamięci) młodzieżówka stanowi tylko etap na drodze do pierwszej reprezentacji, więc jej wynikami nie należy się za bardzo podniecać.

Brawa za naprawdę mistrzowski sposób obejścia bolesnej porażki. Później niestety dało się zauważyć niekonsekwencję w rozumowaniu, bo przy okazji losowania grup finałowych EURO 2017 organizowanych w czerwcu w Polsce Zbigniew Boniek stwierdził (za: wp.pl):

„Kariera piłkarza jest krótka, a każdy chce coś wygrać. Milik, Zieliński, Kapustka, Linetty - oni wszyscy czekają na te mistrzostwa. Każdy z nich wiele zawdzięcza trenerowi Dornie”.

Jeszcze przed tygodniem trafiłem na taki fragment (za: przegladsportowy.pl):

„MME to kolejna po EURO 2012 i finale Ligi Europy duża impreza piłkarska, która odbędzie się w naszym kraju. Pierwsza taka, w której możemy odnieść spory sukces. Warunek jest jeden. Kadrę Marcina Dorny musieliby wzmocnić zawodnicy grający regularnie w reprezentacji A, czyli Milik, Zieliński, Linetty czy Bartosz Kapustka. Prezes PZPN Zbigniew Boniek i inni działacze bardzo liczą na udany występ młodych orłów – ze wzmocnionym gwiazdami składem realna wydaje się nawet walka o złoty medal”.

Minął zaledwie tydzień i pan prezes mocno zmienił zdanie mówiąc dla TVP Sport:

„Karol Linetty, Piotr Zieliński i Arkadiusz Milik są już w liceum, a chcemy ich cofnąć do ósmej klasy. Czy taki powrót będzie dla nich dobry?”

Czyli wrócił do założenia, że młodzieżówka to tylko etap w karierze na drodze do pierwszej reprezentacji. Zwrot chyba wymuszony po wypowiedzi Roberta Lewandowskiego poddającego pod wątpliwość sensowność występu swoich kolegów z kadry w drużynie do 21 lat.

Nawet pobieżny przegląd mediów po dwóch porażkach młodzieżówki nie pozostawia wątpliwości, że oczekiwania zostały urealnione. Już nikt nie myśli o złocie. Pojawia się za to pytanie (z DUŻYM ZNAKIEM ZAPYTANIA), czy drużynę w ogóle stać na walkę o medale?

Po ostatnich meczach towarzyskich z Włochami i Czechami w żaden medal niestety nie wierzę. Chciałbym bardzo, nawet w złoty, ale serce przegrywa tu walkę z rozumem. Bo rozum pyta, czy serce nie ma oczu.

Być może obecna sytuacja paradoksalnie pomoże drużynie Dorny. Kiedy już nikt nie będzie od niej wymagał cudów, zagra tak, jak najlepiej potrafi. A ile naprawdę potrafi, przekonamy się w czerwcu.

▬ ▬ ● ▬