Szaleństwo!

Fot. Trafnie.eu

Byłem na meczu Turków z Gruzinami w Dortmundzie. Wiedziałem, że atmosfera może być gorąca. Nie przypuszczałem jednak, że aż tak bardzo.

Jadąc do Dortmundu przeczuwałem wielkie emocje, widząc wokół siebie mnóstwo Turków. Odkąd miejscowy rząd ściągnął ich jako gastarbajterów w drugiej połowie XX wieku, zaczęli stanowić znaczącą mniejszość w Niemczech. Na tyle znaczącą, że niektóre większe miasta mają swoje tureckie dzielne, a wielu zawodników z tureckimi korzeniami grało i gra w niemieckiej reprezentacji.

Byłem więc pewny, że trybuny stadionu w Dortmundzie zostaną zdominowane właśnie przez Turków. Gruzinów, których reprezentacja tego dnia debiutowała w finałach mistrzostw Europy, też przyjechało sporo, jednak stanowili co najwyżej tło dla kibiców rywali.

Niestety nie dopisała pogoda. Gdy wychodziłem z biura prasowego na oddalony o kilkaset metrów stadion, zaczęło lać niemiłosiernie. Padało już wcześniej, ale dało się ten deszcz wytrzymać. Uratował mnie płaszcz nieprzemakalny, który noszę w plecaku zawsze, tak na wszelki wypadek. Bo tego dnia był właśnie taki przypadek. Wielu nie mieli tego wyposażenia, więc przemokło doszczętnie.

Po wejściu na stadion zacząłem się zastanawiać jak wodną nawałnicę wytrzyma płyta boiska. W porównaniu z tą w Düsseldorfie, którą widziałem dzień wcześniej, prezentowała się naprawdę jak przysłowiowy zielony dywan. Co prawda kilkadziesiąt minut przed meczem przestało padać, ale nawet kiedy później znów zaczęło, piłka nie zatrzymywała się w wodzie, bo murawa prezentowała się naprawdę wyśmienicie. Posiada naprawdę znakomity drenaż.

Na długo przed rozpoczęciem meczu stadion już buczał i huczał. Gdy gruzińscy bramkarze wychodzili na rozgrzewkę, przekonali się, co będzie się działo później. Bo choć trybuny były tylko częściowo zajęte, piłkarze zostali straszliwie wygwizdani. A już przy czytaniu przez spikera składu Gruzinów buczenie było tak straszliwe, że nie przypominam sobie kiedy ostatni raz podobne słyszałem.

Wzmogło się jeszcze przy odgrywaniu gruzińskiego hymnu. Tym razem przez gwizdy przebił się jednak śpiew siedzących obok gruzińskich dziennikarzy, którzy wykonywali go tak niezwykle emocjonalnie, jakby już walczyli zamiast piłkarzy na boisku.

Gdy zagrano hymn turecki, stadion wręcz ryknął z niewiarygodną siłą, że chyba zabrakło decybeli na skali głośności. Podobnie było od pierwszej minuty meczu. Ogłuszające: „Türkiye, Türkiye...” i straszliwe „Uuuuuuuuuu...”, gdy przy piłce byli rywale.

Ale mnie dodatkowe emocje zafundowali gruzińscy dziennikarze, walczący razem ze swoimi piłkarzami. Każda ich akcja znajdowała odzwierciedlenie w gestykulacji i okrzykach. Wymachiwali rękami, podskakiwali, walili w pulpitu, krzyczeli… Jeden z dziennikarzy, który siedział koło nich wstał i zajął wolne miejsce kilka metrów dalej, mówiąc do mnie:

„Szaleństwo!”

Ale prawdziwe szaleństwo zaczęło się na trybunach, gdy Turcy zdobyli bramkę. Kiedy strzelili drugą, ostatecznie nieuznaną, poczułem jak z górnej kondygnacji trybun, zajętej przez ich kibiców, leje się na mnie piwo. Wolałem więc zmienić miejsce, by uniknąć za chwilę możliwych podobnych niespodzianek. Na szczęście za moim pulpitem był rząd wolnych krzesełek mający tę zaletę, że byłem tam bezpieczny, bo znajdowały się już pod krawędzią górnej części trybuny, więc nic na mnie nie mogło spaść, ani się polać.

Emocje zaczynały wymykać się spod kontroli. Rozwścieczeni gruzińscy dziennikarze, nie wiem, czy sprowokowani przez Turków, czy poirytowani straconą bramką, odwrócili się w kierunku górnej kondygnacji trybuny pokazując środkowy palec. Jednoznacznymi gestami zachęcali znajdujących się tam kibiców, by zeszli do nich, wiadomo po co. Na szczęście było to niemożliwe.

Na boisku też nie brakowało emocji. Gruzini wyrównali. Po przerwie Turcy znów wyszli na prowadzenie. W doliczonym czasie gry Gruzini mieli dwie świetne okazje do strzelenia bramki. Dalej atakowali i nawet ich bramkarz Giorgi Mamardaszwili pobiegł na pole karne rywali przy egzekwowaniu rzutu rożnego. Na swoje nieszczęście, bo ruszyła kontra zakończona posłaniem piłki do pustej bramki przez Karema Aktürkoğlu, co ustaliło wynik meczu na 3:1.

Meczu, na który się czeka i długo pamiętał. Szczęśliwi ci, którzy mogli go obejrzeć na żywo. Byłem w tym gronie!

▬ ▬ ● ▬

Galeria