2021-06-09
Strategia i...?
Reprezentacja Polski zremisowała 2:2 z Islandią w Poznaniu w ostatnim meczu sparingowym przed Euro 2020. Szału nie było, nie tylko z wynikiem, ale i z grą.
Późnym wieczorem dzień przed meczem oficjalnie poinformowano, że Arkadiusz Milik nie weźmie udziału w mistrzostwach Europy. Jego kontuzja łękotki okazała się poważniejsza niż pierwotnie sądzono. Trudno uznać tę informację za niespodziewaną. Gdy spojrzy się na wszystko chłodno, ostatnie dni stanowiły próbę zakłamywania rzeczywistości. Skoro Milik normalnie nie trenował, liczenie, że jednak będzie gotowy do gry w finałach, należało rozpatrywać w kategoriach raczej pobożnych życzeń.
Bo nawet gdyby mógł grać, to ile? Wchodziłby na końcówki? Na kwadrans, na dziesięć ostatnich minut? Nie sądzę, by w takiej dyspozycji zbawił drużynę, a mógłby sobie zrobić poważną krzywdę pogłębiając uraz. Trzeba pamiętać, że jest zawodnikiem po dwóch poważnych kontuzjach, zerwał przecież więzadła kryzowe w obu kolanach!
Już bez Milika, nawet na trybunach (poleciał do Francji), reprezentacja zagrała ostatni sparing przed Euro 2020. Kto liczył, że będzie to wyjściowy skład na pierwszy mecz ze Słowacją, ten się raczej przeliczył. Zabrakło na przykład Mateusza Klicha? Dlaczego? Ze względu na problemy ze zdrowiem, jak wyjaśnił po meczu trener Paulo Sousa. Lekarz kadry stwierdził, że grać we wtorek nie powinien, więc nie grał.
Zastanawiam się, co na kilka dni przed mistrzostwami oznacza właściwie termin „wyjściowy skład”? Czy Jan Bednarek nie wystąpił dlatego, że, jak twierdził znajomy redaktor, też jest kontuzjowany? Jeśli rzeczywiście jest, czy wyjdzie w pierwszej jedenastce na mecz w poniedziałek?
A Maciej Rybus, który też miał ostatnio problemy ze zdrowiem i trenował indywidualnie? Pojawił się na boisku w drugiej połowie i trudno było nie zauważyć, że brakowało mu czucia piłki. Czy to więc potencjalny kandydat do wyjściowej jedenastki?
Od portugalskiego trenera raczej trudno się tego dowiedzieć. Choć staram się wsłuchiwać uważnie w jego pomeczowe wypowiedzi, jednoznacznych wniosków wyciągnąć nie potrafię. Potrafię natomiast wskazać bez problemów ulubione słowo Portugalczyka. To „strategia”. Używa go z lubością we wszystkich możliwych kontekstach. Używał i po meczu z Islandią. Może jestem za mało pojętny, albo zdania są zbyt okrągłe, bo za wielu konkretów wyciągnąć nie potrafię.
Zamiast więc pisać o strategii, napiszę jak ten mecz widziałem. Widziałem dominację polskiej drużyny i dwie stracone bramki po wyraźnych błędach w obronie, gdy piłka przechodziła przez jej pole karne w sposób, w jaki nie powinna przechodzić. W efekcie było dwa razy gonienie wyniku i dwa razy udało się doprowadzić do remisu.
Niestety czwarty raz z pięciu meczów za kadencji Sousy (oprócz tego z Andorą), jego drużyna trafi pierwsza bramkę. A w sumie straciła ich już osiem. Sporo. I obawiam się niestety, że żadną strategią wytłumaczyć się tego nie da.
Równie niepokojące było z pozoru niewinne zdanie wypowiedziane przez trenera Islandczyków Arnara Thóra Vidarssona po wtorkowym spotkaniu. Powiedział (cytat z pamięci), że jego piłkarzom udało się pozamykać rywalom te sektory boiska, które chcieli zamknąć. Dlaczego niepokojące? Bo skoro Islandczykom, którzy na Euro nie jadą, się udało, to tym, którzy jadą, może się udać jeszcze łatwiej.
Raczej niezbyt optymistyczny wniosek po ostatnim meczu Polaków przed Euro 2020, ale oczekuję na tę imprezę bez przesadnego optymizmu. Może Sousa okaże się genialnym strategiem? Może jemu i i jego piłkarzom uda się mnie zaskoczyć? Jeśli jednak nie, przynajmniej się nie rozczaruję.
▬ ▬ ● ▬