2017-02-05
Strącony z pomnika, którego (jeszcze) nie ma
Czy to możliwe, by menedżer, który w połowie ubiegłego roku był niemal pół-Bogiem, miał pójść w odstawkę? Wiele wskazuje, że możliwe.
Przeczytałem, że dni Claudio Ranieriego w Leicester City są policzone. Przeczytałem to jeszcze przed niedzielnym meczem z Manchesterem United. Ponieważ „Lisy” znów przegrały, nie wiem, czy Włoch nie został już pogoniony.
Ze dwa tygodnie temu, gdy zobaczyłem jak niebezpiecznie w dół tabeli zjeżdża prowadzona przez niego drużyna, zacząłem się zastanawiać, co będzie, gdy znajdzie się w strefie spadkowej? Czy go zwolnią? Doszedłem do wniosku, że chyba jednak nie. Dlaczego? Powody znalazłem dwa.
Ranieri dokonał niemożliwego. Odniósł sukces, w który nikt nie wierzył, nawet on sam. Zdobył pierwszy (i być może ostatni!) tytuł mistrzowski dla Leicester City. Stał się dla kibiców tego klubu niemal pół-Bogiem. Taki człowiek musi być traktowany na specjalnych warunkach, więc nawet gdyby miał spaść z ligi, nikt mu krzywdy nie zrobi.
Tym bardziej, że to przecież Anglia. Tam nie zwalnia się menedżerów co chwilę jak w innych krajach. A już szczególnie takiego, który jest wręcz ikoną swego klubu. Od kilku lat oglądam w jednej z angielskich stacji telewizyjnych pomeczowe wypowiedzi niejakiego Seana Dyche. Jego Burnley to awansuje do Premier League, to z niej spada. A menedżer ciągle ten sam!
Szefowie klubu doszli do wniosku, że skoro był dobry, by awansować, widocznie nie mógł zrobić nic więcej, by drużynę utrzymać. Wniosek - nawet jak spadła, to nie jego wina. Trudno nie odmówić racji takiej polityce, skoro Burnley wywalczyło z tym samym Dyche ponowny awans.
Ale widać Leicester City to nie Burnley, dlatego pomyliłem się w swoich przewidywaniach. Korona z głowy Ranieriego może jednak spaść znacznie szybciej. Czyli we współczesnej piłce coraz trudniej być bohaterem. Nawet tak nieprawdopodobnym, wręcz… nierealnym, jak Ranieri w Leicester. Szefom i kibicom miejscowego klubu radziłbym zadać sobie pytanie, co lepsze - mistrzostwo i spadek w następnym roku, czy dwa sezony z pewnym miejscem w środku tabeli?
Aktualna pozycja Leicester City tuż nad strefą spadkową nie jest dla mnie wielkim zaskoczeniem, odpowiada bowiem prawdziwemu potencjałowi tego klubu. Zaskoczeniem, wręcz szokiem (nie tylko dla mnie) były wydarzenia z ubiegłego sezonu. Niemożliwe, choćby częściowo, do powtórzenia w kolejnym.
Dlatego Ranieri jest typową ofiarą własnego sukcesu. Osiągnął więcej, niż powinien, więc teraz musi zapłacić wyższą cenę za rozbudzone wokół siebie ambicje. Nie pierwszy, nie ostatni. Gdyby ktoś szukał analogi, łatwo znajdzie ją przed kilkoma laty w Ruchu Chorzów, oczywiście w proporcjonalnie mniejszej skali. Jego słowacki trener Jan Kocian też osiągnął więcej niż powinien, awansując do europejskich pucharów i w następnym sezonie został pogoniony, bo drużyna nie była oczywiście w stanie grać na podobnym poziomie.
A Ranieriemu na pocieszenie mogę powiedzieć, że tytułu mistrza Anglii z ubiegłego roku nikt mu już nigdy nie odbierze!!! I jeszcze jedno. Znając podejście Anglików do futbolu i to, czego dokonał, na pewno kiedyś w Leicester postawią mu pomnik.
PS: Przy okazji przeczytałem, że ewentualne zwolnienie Włocha jest szansą dla Bartosza Kapustki. Zamiast słuchać takich teorii, niech lepiej skupi się na sobie. Jak podpisywał w lecie kontrakt, menedżer mu nie przeszkadzał...
▬ ▬ ● ▬