Sprawiedliwość po szkocku

Rzuty karne od zawsze budzą emocje. A już szczególnie takie, których nie było, choć w rzeczywistości były. Oto kolejny rozdział w niekończącej się historii.

Inverness Caledonian Thistle jest rewelacją sezonu w Pucharze Szkocji. Niedawno w półfinale drużyna z miasteczka położonego na dalekiej północy kraju ograła sławny Celtic 3:2. Co prawda pokonanie drużyny z Glasgow w rozgrywkach pucharowych nie należy w tym sezonie uważać za szczególny wyczyn. Oczywiście pod warunkiem, że dokonują tego wyłącznie zawodnicy uprawnieni do gry.

Dla Inverness, czyli klubu, który za swój najdroższy transfer zapłacił 65 tysięcy funtów (!), awans do finału jest jednak historycznym sukcesem. Jedynym trofeum w dorobku klubu pozostaje Scottish Challenge Cup, czyli puchar pocieszenia zorganizowany dla klubów z niższych klas. Dlatego już sam występ na Hampden Park, słynnym stadionie, na którym rozgrywane są półfinały i finał krajowych pucharów, był świętem.

Radość z sukcesu burzy pewien wstydliwy szczegół. Podczas półfinałowego meczu w jednej z akcji obrońca Inverness Josh Meekings zablokował ręką piłkę zmierzającą do bramki swojej drużyny. Celtic powinien dostać za to rzut karny, bo naruszenie przepisów było ewidentne, a winowajca jeszcze czerwoną kartkę. Sędzia jednak nie zauważył zagrania, co się niestety zdarza, więc gra toczyła się dalej. Meekings dotrwał do końca meczu i cieszył się z sukcesu swojej drużyny. Ale ponownie na Hampden Park nie wystąpi.

Szkocki związek piłkarski (SFA) postanowił go ukarać za zagranie, za które nie ukarał go sędzia podczas meczu. Dlatego zawiesił obrońcę Inverness nie pozwalając mu wystąpić w finale z Falkirk 30 maja. I od razu zaczęła się burza w brytyjskich mediach.

Decyzję SFA ostro skrytykował nawet wiceprezydent FIFA Jim Boyce. Głos zabrał też menedżer Celticu Ronny Deila, który stanął w obronie Meekingsa! Stwierdził, że choć rzut karny i czerwona kartka były ewidentne, w finale powinni zagrać wszyscy najlepsi piłkarze. I ma nadzieję, że kara zostanie cofnięta.

Przy okazji powiedział jeszcze coś, co z pewnością będzie ciosem dla kibiców... Legii. Stwierdził mianowicie, że porażka w półfinale była najgorszym momentem w jego karierze. Czyli sześć bramek strzelonych przez polski zespół w lecie ubiegłego roku nie zostawiło jednak śladu w jego psychice.

Przypadek Meekingsa jest bardzo pouczający, choć wnioski z niego płynące raczej mało odkrywcze. We współczesnej piłce bez powtórek wideo trudno o same sprawiedliwe werdykty sędziów. Gra jest zbyt szybka, a zawodnicy oszukują na każdym kroku, więc trudno bez przerwy pastwić się nad arbitrami.

Natomiast decyzja SFA przypomina próbę naprawienia błędu kolejnym, jeszcze gorszym. Sprawiedliwość po szkocku nabrała więc nieco ironicznego zabarwienia. To tak, jakby ktoś spowodował poważny wypadek drogowy, a został ukarany wyłącznie za niezapięte pasy.

▬ ▬ ● ▬