2014-03-07
Śmiech przez łzy
Po niedzielnych wydarzeniach w Warszawie rozpoczęła się zdecydowana walka z bandytyzmem ma polskich stadionach. Niestety na razie głównie śmiechem.
Wyłącznie do takich wniosków można dojść analizując różne decyzje i oświadczenia będące wynikiem rozrób na meczu Legii z Jagiellonią. Komisja Ligi nałożyła na warszawski klub karę bezwzględnego zamknięcia stadionu na jeden mecz oraz warunkowego zamknięcia całego stadionu na dwa mecze.
Zacznijmy od wiceprezesa Ekstraklasy S.A. Marcina Animuckiego, który odtrąbił prawdziwy sukces: „To przełom w walce z bandytyzmem”!
Być może pan prezes nie rozumie znaczenia słowa „przełom”. Bo takich przełomów, czyli zamknięcie stadionu po demolce, przeżyłem już co najmniej kilkadziesiąt. W tym kilkanaście w Warszawie. Co to za przełomy, skoro nawet trudno wszystkie zliczyć?
Równie śmieszne jest to, że pan Animucki zaledwie w listopadzie przekonywał:
„Według statystyk nasze stadiony są tak samo bezpieczne, jak te angielskie, co poświadczają dane Home Guard za sezon 2012/2013 dotyczące rozgrywek w Anglii i Walii”.
A najśmieszniejsze, o czym mówił zaledwie przed miesiącem po spotkaniu w sprawie stanu bezpieczeństwa meczów piłkarskich na Mazowszu w rundzie jesiennej sezonu 2013/14:
„Nie możemy się zgodzić na to, aby zamykanie stadionów i wszelkie inne kary zbiorowe były odpowiedzią na łamanie przepisów podczas meczów”.
Dlaczego najśmieszniejsze? Bo po nałożeniu kary na Legię gadał tak:
„Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że zamknięcie stadionu nie jest w tym wypadku zastosowaniem odpowiedzialności zbiorowej, ale przede wszystkim karą dla Klubu za poważne uchybienia organizacyjne w zakresie bezpieczeństwa”.
No to zmieńmy bohatera. Jednego żartownisia na drugiego. Ten nazywa się Bogusław Leśnodorski. Jest od roku prezesem klubu, którego stadion właśnie zamknięto. A ponieważ od niedawna jest także jego współwłaścicielem, odczuje to na własnej kieszeni.
Co zrobił pan Leśnodorski jako prezes Legii? W czwartek jego klub ogłosił:
„Sektor przeznaczony dla kibiców gości na stadionie Legii został zamknięty w celu usunięcia szkód, usprawnienia istniejących i wprowadzenia dodatkowych zabezpieczeń, które m.in. uniemożliwią rzucanie przedmiotów na sąsiednie sektory i płytę boiska. Dalsze działania klubu będą efektem zaleceń poaudytowych”.
Może współwłaściciele Legii uzgadnialiby wspólne stanowisko, bo zaledwie trzy dni wcześniej Dariusz Mioduski przekonywał:
„Jak pokazało życie zamykanie trybuny i stadionów do niczego nie prowadzi, tylko sprawia, że wysyłamy czytelny sygnał do bandytów, że to oni mogą decydować, co dzieje się na stadionie”.
Nie mam wątpliwości, że widocznych efektów w walce z bandytyzmem szybko nie będzie. Będzie za to wiele okazji by pośmiać się z nadętych deklaracji piłkarskich decydentów na w/w temat. Szkoda tylko, że to śmiech przez łzy.
▬ ▬ ● ▬