Skąd ja to znam?

Od kilku tygodni wyczuwam wyraźne podniecenie w polskich mediach związane z jednym tematem. Znajduje kolejne teksty o transferze Kacpra Kozłowskiego.

Ma przejść z Pogoni Szczecin do Brighton and Hove Albion. Jeśli wierzyć informacjom pojawiającym się w mediach, transfer to nawet nie potencjalny, ale już przesądzony. Może jednak jeszcze nie do końca, skoro… (za: wp.pl):

„...już w sobotę [1 stycznia] nowy pracodawca ma ogłosić pozyskanie reprezentanta Polski”.

A jednak nie ogłosił, choć prezes Pogoni Jarosław Mroczek przyznał (za: interia.pl):

„Nie robimy tajemnicy z tego, że rozmowy trwają. I są zaawansowane. Myślę, że w niedalekiej przyszłości nadarzy się moment, kiedy wszystko zakomunikujemy”.

Jak zwykle w takich przypadkach największe podniecenie wynika z ekscytacji sumą transferową (za: wp.pl):

„Pogoń pobije swój transferowy rekord, bo otrzyma za Kozłowskiego między 8 a 10 milionów euro. Do tej pory najwyższą transakcją było odejście ze Szczecina Sebastiana Walukiewicza do Cagliari za 4 mln euro”.

Jeszcze okazalej wygląda, gdy poda się kwotę transferową przeliczoną na złotówki (za: 24kurier.pl):

„...czyli około 43,6 milionów złotych”.

Czy Kozłowski jest tyle wart? Tak jak można mieć mnóstwo zastrzeżeń do byłego już selekcjonera polskiej reprezentacji Paulo Sousy, tak akurat trudno mu nie przyznać racji w ocenie młodego pomocnika (jeszcze) Pogoni, którą podzielił się w grudniu tuż przed swoją dezercją (za: interia.pl):

„Jak na swój wiek jest bardzo dojrzały, dlatego jest teraz z nami w drużynie narodowej”.

Kozłowski ma dopiero osiemnaście lat, ale w sposobie poruszania się po boisku, odwadze w podejmowaniu decyzji, chęci kreowania akcji rzeczywiście przerasta zawodników w swoim wieku. Na pewno w jego grze nie ma żadnego strachu cechującego często młodych zawodników dopiero wchodzących do drużyny. Żadnych zagrań „na alibi”, czyli do najbliższego zawodnika, byle tylko nie popełnić błędu. Trzeba jednak od razu doprecyzować – wypada naprawdę korzystnie na tle zawodników w polskiej lidze. Zachwyty nad nim wynikają bowiem głównie z takich właśnie porównań.

Czy tyle wystarczy, by podbić Premier League, nawet w barwach ligowego średniaka jakim jest Brighton and Hove Albion? Marek Leśniak, znany przed laty napastnik Pogoni, przestrzegał niedawno (za: sport.tvp.pl):

„Trochę obawiam się o jego dalsze losy. Nie może popełnić błędów poprzedników i zachłysnąć szansą wyjazdu do mocniejszej ligi. Musi dokonać prawidłowego wyboru. Nie może pójść do klubu, w którym usiądzie na ławce, bo taki transfer będzie mijał się z celem”.

Gdy śledzę transferowe podniecenia związane z Kozłowskim w tyle głowy automatycznie pojawia się pytanie – skąd ja to znam? Jego przypadek przypomina do złudzenia historię Michała Karbownika. Też podobno chciało go pół Europy (w przypadku Kozłowskiego w mediach pojawiały się informacje o zainteresowaniu nim Lokomotiwu Moskwa, Manchesteru City czy Liverpoolu). Też imponował odwagą na boisku śmiało ruszając z piłką do przodu, zamiast szybko się jej pozbywać zagrywając do boku czy do tyłu. Też nie miał wielkiego doświadczenia w polskiej lidze. I też kupił go (z Legii Warszawa) Brighton and Hove Albion!

Mnóstwo tych podobieństw, ale mam nadzieję, że nie będzie jeszcze jednego. Bo dla Karbownika pobyt w Brighton już się skończył. Leczy teraz kontuzję, ale nawet gdyby nie leczył, na pewno by w barwach tej drużyny nie grał. Nie zdołał nawet zadebiutować w Premier League, a już został wypożyczony do greckiego Olympiakosu Pireus. Miał być powiewem świeżości w reprezentacji Polski, a nikt już nawet w takim kontekście o nim dziś nie myśli.

Podobno Kozłowski po ewentualnym transferze do Brighton and Hove Albion ma od razu zostać wypożyczony na rundę wiosenną do belgijskiego Royal Union Saint-Gilloise. To znaczy, że dla nowego pracodawcy jest na razie tylko materiałem na piłkarza, rodzajem inwestycji. Życzę mu, skoro tak szybko chce tego transferu, by równie szybko stał się pełnowartościowym piłkarzem nowego klubu.

▬ ▬ ● ▬