Sadystyczna satysfakcja i odmienne klimaty

Fot. Z archiwum Marka Siweckiego

Trwa festiwal Roberta Lewandowskiego i jego końca nie widać. Otrzymuje kolejne tytuły i wyróżnienia. Choć o jednym, co dość dziwne, raczej cicho...

Polskie media dość skrupulatnie odnotowują wszystkie osiągnięcia swojego sławnego rodaka. Niedawno widziałem listę z (chyba?) dwudziestoma pozycjami dotyczącymi tylko ubiegłego roku. Dlatego trochę mnie dziwi, że umknął im jeden tytuł. Lewandowski został piłkarzem roku w plebiscycie magazynu „World Soccer”. A to jeden z najbardziej prestiżowych plebiscytów w branży, choć bez wsparcia gali pełnej przepychu, więc być może dlatego nie zauważony, więc ja spróbuję nadrobić te zaległości.

Najlepszy polski piłkarz wygrał zdecydowanie (wyboru dokonywali wyłącznie dziennikarze związani z magazynem):

  1. Robert Lewandowski (Bayern Monachium, Polska) 187 punktów

  2. Kevin De Bruyne (Manchester City, Belgia) 63

  3. Lionel Messi (Barcelona, Argentyna) 56

  4. Sadio Mane (Liverpool, Senegal) 34

  5. Cristiano Ronaldo (Juventus, Portugalia) 33

  6. Virgil van Dijk (Liverpool, Holandia) 27

  7. Thomas Müller (Bayern Monachium, Niemcy) 21

  7. Neymar (Paris Saint-Germain, Brazylia) 21

  7. Manuel Neuer (Bayern Monachium, Niemcy) 21

10. Kylian Mbappe (Paris Saint-Germain, Francja) 17

Nie ukrywam, że tak szczegółowe wyniki plebiscytu publikuję z sadystyczną satysfakcją i spróbuję wyjaśnić dlaczego. Otóż wyobrażam sobie, że na tę samą listę z wynikami patrzy Cristiano Ronaldo. I marzę, bu zobaczyć jego minę. Tak ja nie mogę zapomnieć tej, która prawie popsuła przyjemność z odbierania nagrody Lewandowskiemu podczas grudniowej internetowej gali FIFA The Best.

Teraz pora na zupełnie odmienne klimaty z tym samym bohaterem. Na portalu „The Players Tribune” ukazał się wielki tekst autorstwa… Roberta Lewandowskiego. Z założenia sławni zawodnicy sami o sobie opowiadają tam w pierwszej osobie. Patrząc od strony czysto dziennikarskiej pomysł jest sporym wyzwaniem. Trzeba pogratulować odwagi w kreowaniu projektu, skoro piłkarz zdobywający w ostatnich miesiącach wszelkie możliwe nagrody jest kolejnym (po Fabio Cannavaro, Roberto Carlosie czy Serge Gnabrym) opowiadającym o sobie w naprawdę niezwykle ciekawy sposób.

To wspomnienia z dzieciństwa, w których wiodąca rolę odgrywa ukochany ojciec zawodnika - Krzysztof. Pierwszy trener Lewandowskiego, nieżyjący już niestety Marek Siwecki, opowiadał mi kiedyś, jak przywiózł na Varsovię maleńkiego i chudziutkiego Roberta, bo nikt go nie chciał w żadnym większym warszawskim klubie. I jak woził go później na treningi aż do swojej przedwczesnej śmierci.

Dziś jego syn opowiada o filmie, który przesuwa się w głowie z obrazami z tamtych lat. I na tych obrazach jest oczywiście ojciec:

„Nigdy nie widział mnie jako zawodowego piłkarza, ale lubię myśleć, że teraz ogląda wszystkie moje mecze z wyższego miejsca - z najlepszego miejsca w domu. To on położył piłkę u mych stóp i nigdy nie pozwolił zapomnieć, dlaczego w nią gram.

Nie dla trofeów. Nie dla pieniędzy. Nie dla sławy.

Nie. Gramy, ponieważ to kochamy.

Dziękuję tato”.

I opowiada jeszcze o ostatniej scenie filmu, który odtwarza w swojej wyobraźni:

„Jest wczesny poranek i ojciec wiezie mnie na mecz gdzieś na drugi koniec Polski, rozmawiamy o piłce nożnej, szkole albo dosłownie o niczym.

Siedzimy razem w samochodzie i patrzę przez okno na przesuwające się za nim drzewa, ekscytując się kolejnym meczem. Co mam zamiar zrobić? Jak mam zdobyć bramkę? Jak to wszystko się ułoży?

Piłka nożna.

Otóż to. To jest wspomnienie. Najwspanialsze wspomnienie”.

Dodałbym tylko, że wspomnienie nawet z lekkim zacięciem literackim piłkarskiej gwiazdy…

▬ ▬ ● ▬