2024-09-09
Różnica klas
Reprezentacja Polski przegrała w Osijeku z Chorwacją 0:1 w kolejnym meczu Ligi Narodów. Jednobramkowa porażka wydaje się najmniejszym wymiarem kary.
Po czwartkowym zwycięstwie nad Szkocją oczekiwania wobec polskiej drużyny były spore. Miejsce zajęte w najwyższej dywizji Ligi Narodów będzie przecież podstawą do przydzielenia drużyn do pierwszego koszyka przed losowaniem rywali w eliminacjach do finałów mistrzostw świata. Pod warunkiem, że będzie to jedno z dwóch pierwszych miejsc w grupie. I chyba niektórzy się rozmarzyli wierząc, że reprezentacja do Chorwacji poleci po zwycięstwo, bo jest w stanie pożądane miejsce w Lidze Narodów wywalczyć.
Oczywiście zawsze powinno się wychodzić na boisko, by wygrać. Oczywiście dopóki rywale brutalnie nie zweryfikują oczekiwań, jeśli mają zdecydowanie większy potencjał. Kto nie chciał w to uwierzyć, w niedzielny wieczór musiał czuć się po końcowym gwizdku nieźle skacowany. Bo okazało się, że to starcie drużyn różnych klas.
Polska miała grać w ustawieniu 1-3-5-2. Niestety w praktyce było to 1-5-4-1. Wahadłowi częściej musieli trzymać linię z trzema obrońcami, niż ruszać do przodu, by napędzać na skrzydłach ataki. Debiutujący w kadrze Mateusz Bogusz miał być wsparciem w ataku dla Roberta Lewandowskiego. W praktyce operował za nim uzupełniając pierwszą czteroosobową linię obrony. Bo Chorwaci od początku zdominowali Polaków tak bardzo, że ci mieli problem z rozegraniem kilki podań i wyprowadzaniem piłki z własnej połowy. Kilkakrotnie Łukasz Skorupski wybijał ją z autu bramkowego, by nie stwarzać niepotrzebnie dodatkowych zagrożeń przez własną bramką potencjalną stratą.
Jedynie Nicola Zalewski, jak ze Szkocją w Glasgow, grał swoje, czyli ruszał do przodu, gdy tylko nadarzyła się tu temu okazja. Raz wykręcił nawet niesamowity piruet we własnym polu karnym, odważnie wbiegając w nie z piłką, by nie wybijać jej na połowę rywali. Jego akcja na granicy fantazji zakończyła się ostatecznie powodzeniem, czyli celnym podaniem do partnera. Choć też popełnił kilka błędów, w Osijeku wyraźnie, nie pierwszy raz, odstawał od pozostałych zawodników z drużyny. Można powiedzieć, że tego dnia grał jak… Chorwat.
Rywale wyraźnie górowali nad Polakami i wygrali zasłużenie po perfekcyjnie wykonanym przez Lukę Modricia rzucie wolnym. Po jego uderzeniu tuż sprzed linii pola karnego piłka wylądowała w okienku bramki Skorupskiego. Jeśli ktoś chce się łudzić i twierdzić, że mecz mógł jednak zakończyć się remisem, od razu odpowiem – to byłoby wręcz nieuczciwe. Oczywiście Lewandowski trafił w poprzeczkę, wcześniej sprytnie uwalniając się w polu karnym z krycia Josipa Šutalo, ale zanim do tego doszło kilka bramek mógł zdobyć sam Igor Matanovic, też trafiając raz w poprzeczkę. Chorwaci oddali na polską bramkę 23 strzały! Jeśli można było liczyć na remis, to wyłącznie ze względu na słabą skuteczność rywali, nie ze względu na własne umiejętności.
Niestety rywale mieli w składzie Modricia, który udowodnił, że w wieku 39 lat (najlepsze życzenia z powodu obchodzonych w poniedziałek urodzin!) można ciągle prezentować światowy poziom. Nie tylko zdobył zwycięskiego gola, ale świetnie rozdzielał piłki, zaliczył też kilka przechwytów i pędził pod własną bramkę, by wspierać drużynę w defensywie. Zamiast więc majaczyć o remisie, lepiej z szacunkiem docenić klasę rywali.
▬ ▬ ● ▬