2013-03-24
Reformatorów jak zwykle dostatek
Proces naprawczy reprezentacji Polski w toku. Przedstawiane propozycje jej uzdrowienia specjalnie nie zaskakują. Praktycznie wszystko już przerabialiśmy.
Pierwsza pojawiła się na początku konferencji prasowej po nieszczęsnym meczu z Ukrainą. Wnioskodawca grzmiał, by pogonić „trójkę z Dortmundu, która znów zawiodła”. To mogę się pochwalić, że już w lutym ostrzegałem Lewandowskiego, że się doigra. Sprawdziło się, a on pociągnął na dno jeszcze dwóch kumpli (no, lepszych - gorszych kumpli) z Borussii. Statystycy zacierają ręce, bo ciągle liczą ile minut nie strzelił bramki w reprezentacji. Na razie 882. Może policzą jeszcze ile minut drużyna gra bez prawdziwego rozgrywającego, który powinien rządzić i dzielić w drugiej linii? Jestem strasznie ciekawy ile im wyjdzie.
Kadra bez Dortmundu to i tak byłby wariant dość łagodny. Najbardziej dosadny jaki wyłowiłem z nieprawdopodobnego szumu medialnego po piątkowej porażce, zakładał śmiałe pójście po bandzie – precz ze wszystkimi gwiazdorami z zachodnich klubów! Kadra tylko dla ambitnych chłopaków z polskiej ligi. Niestety umknęło wnioskodawcom, że ten pomysł jest systematycznie przerabiany od wielu, wielu lat. Przynajmniej raz, dwa razy do roku tak zwana reprezentacja złożona z tak zwanych ambitnych chłopaków z polskiej ligi rusza do boju. Bilans ma nawet obiecujący. Nie wiem tylko dlaczego w kraju jest obśmiewana, a za granicą nikt nie chce zaliczyć jej meczów do oficjalnego bilansu. Czyli w sumie koncepcja chyba jednak trochę lekko-pół-średnia...
Z tych rozważań można odnieść optymistyczne wrażenie, że na szczęście potencjał polskiej piłki ciągle jest wielki. Jak ktoś pokazuje jednym drzwi, musi mieć wartościowych następców. Za bardzo takich nie widzę, ale pewnie mam za małe rozeznanie. Poza tym zawsze jest jeszcze nieśmiertelny wariant „idą młodzi-zdolni”. Raczej – dorastają, a jak już dorosną, wreszcie doczekamy się sukcesów. Na razie doczekaliśmy się w kategorii do lat siedemnastu, brązowego medalu w mistrzostwach Europy w ubiegłym roku. Przecież zawsze mieliśmy zdolną młodzież. Tylko kiedyś te talenty marnowały się w ligowym bagnie, gdy głównie handlowano meczami. Też byłem skłonny bezkrytycznie w to wierzyć, aż do momentu pewnej bolesnej weryfikacji.
Przed laty do zachodnich klubów wyjechała spora grupa nastoletnich piłkarzy. Pamiętam tę sytuację, zupełnie nową, która wydawała się wręcz wymarzona. Wszystko zaczęło się układać w logiczny i niezwykle optymistyczny ciąg. Nikt ich nie zdąży tu zmarnować. A tam rozwiną się nie tylko piłkarsko, ale i mentalnie. Jak dorosną i przebiją do podstawowego składu w swoich klubach, będą już grajkami co się zowie. Tylko powoływać ich do kadry, złożyć w drużynę i wreszcie Europa zacznie się bać nas, nie my jej.
Rzeczywiście przebijają się do podstawowego składu, ale drużyn w Ekstraklasie, po ekspresowym powrocie do ojczyzny. Okazało się, że nie tak łatwo podbić piłkarski świat nawet talentom z zachodniego chowu. Ale ponieważ nadzieja umiera ostatnia, pozostała wiara, że rośnie kolejne pokolenie, które z problemem poradzi sobie na pewno. Tylko czy Hiszpanie, Niemcy, Włosi albo Holendrzy w tych samych rocznikach mają wyłącznie patałachów, którzy za kilka lat położą się i pozwolą przespacerować po sobie polskim gwiazdkom? Znam odpowiedź, ale nie chcę zabijać nadziei, bo to największa zbrodnia.
▬ ▬ ● ▬