Przymusowe lądowanie w Dublinie

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski niemal zapewniła sobie w niedzielę awans do... mistrzostw Europy. Dlaczego więc bardziej czuję atmosferę pogrzebu zamiast wesela?

Najpierw wyjaśnię co oznacza „niemal zapewniła sobie awans”. Tak twierdził niedawno mój ulubiony ulubieniec Jan Tomaszewski. Rzeczywiście gadał, że remis w Dublinie niemal zapewni jej ten awans. Tragikomiczne, jak wszystko w wykonaniu tego pana, wybitnego znawcy tematyki wszelakiej.

Tragikomiczne było też niestety postrzeganie reprezentacji Polski przez kilka ostatnich miesięcy. Na szczęście mnie nie odebrało rozumu i w poprzednim tekście zapytałem czy „rzeczywiście jest już tak silna, że mimo znacznych ubytków w kadrze przyjechała do Dublina jak po swoje?”

Mam nadzieję, że po remisowym 1:1 meczu z Irlandią wszyscy dostrzegli to, co ja dostrzegałem wcześniej. Jak długo można żyć wizją, którą samemu się stworzyło? Już wsadzono reprezentację do samolotu lecącego do Francji, a tu nagle przymusowe lądowanie w Dublinie...

Podobno zabrakło tak niewiele do zwycięstwa, bo bramka stracona w doliczonym czasie gry. Jak niewiele? Bądźmy realistami. Na wyrównującą bramkę dla Irlandczyków zanosiło się przynajmniej przez ostatnie pół godziny. Stłamsili Polaków kompletnie. Nie wychodzili z ich połowy. Nie wiem czy któryś z piłkarzy Nawałki oddał strzał na bramkę po przerwie. Chyba nie. Jak więc zabrakło niewiele? Zabrakło dramatycznie dużo.

Wynik meczu w Dublinie, biorąc pod uwagę okoliczności w jakich do niego doszło, uważam za wielki sukces. Po pierwsze osiągnęło go pół drużyny. Połowa podstawowych graczy była albo kontuzjowana, albo nieobecna, albo występowała na słowo honoru. Nawałka przyznał na konferencji prasowej, że problemy zdrowotne miał Krychowiak i Glik. Ten drugi ledwo dotrwał do końca, po ostrym starciu w drugiej połowie.

Trudno mieć do kogokolwiek pretensję. Wszyscy grali jak potrafili najlepiej. Tylko potencjał tej drużyny ciągle nie jest taki, jak chcieliby niektórzy widząc ją już w finałach we Francji. Też bym chciał, ale droga jeszcze daleka.

Pora wreszcie obudzić się z pięknego snu po zwycięstwie nad Niemcami. Jak długo można tworzyć teorie o niewiarygodnej sile drużyny, która tego dokonała? Tak długo, jak ktoś ma ochotę się oszukiwać, albo wyjątkowo rozbudzoną wyobraźnię. Aż dochodzi do meczu w Dublinie i następuje przymusowe lądowanie z obłoków.

Jeszcze na koniec słowo o kibicach. Nie wiem ilu Polaków było na trybunach stadionu w Dublinie. Co najmniej kilkanaście tysięcy. Świetnie bawili się razem z Irlandczykami. Gdyby wszystkie mecze tak wyglądały, byłoby pięknie.

Nie wiem jak nasi zdobyli tyle biletów, bo dla kibiców gości przeznaczono tylko miejsca na najmniejszej trybunie za jedną z bramek. Widać Polak potrafi! 

▬ ▬ ● ▬

Galeria