2020-02-08
Przekorny wniosek na inaugurację
Piłkarze Ekstraklasy rozpoczęli w piątek wiosenną część rozgrywek. Dwa rozegrane mecze wyglądały nawet dość interesująco, gdyby nie…
Najpierw Arka przegrała u siebie z Cracovią 0:1. Potem Śląsk remisował we Wrocławiu z Lechią Gdańsk 2:2. Szczególnie drugi mecz był emocjonujący. Goście prowadzili 2:0, by stracić drugą bramkę, i dwa punkty, w doliczonym czasie gry. Naprawdę trudno się było nudzić. Od razu słyszałem w telewizorze opinie, że to doskonała reklama polskiej ligi. Być może, ale tylko pod warunkiem, że ktoś wnikliwie nie zacznie zgłębiać tematu.
Niestety zabójcze są porównania i kojarzenie prostych faktów. No bo weźmy frekwencję. Na stadionie we Wrocławiu mecz oglądało 10 201 widzów. Po drugiej stronie polsko-niemieckiej granicy o tej samej porze drugoligowe spotkanie w Dreźnie, Dynama z Darmstadt, obejrzało 26 243 kibiców!
Śląskowi w zdobyciu punktu wymiernie pomógł wpuszczony po przerwie na boisko Czarnogórzec Filip Raicević, między innymi zaliczając asystę przy drugiej bramce. Ma być na wiosnę wzmocnieniem drużyny i gdy już zaaklimatyzuje się we Wrocławiu na dobre powinien wywalczyć stałe miejsce w wyjściowym składzie.
Raicević stanowi niestety żywy dowód, jak niewiele potrzeba, by zabłysnąć w Ekstraklasie. Został sprowadzony do Śląska z drugoligowego włoskiego Livorno, czyli najsłabszego zespołu Serie B zajmującego miejsce na dnie tabeli. Zaliczył w jego barwach w tym sezonie 17 występów w lidze, strzelając jedną bramkę. Po raz ostatni zagrał od pierwszej minuty w listopadzie, ale nie dotrwał do końca meczu.
Dorobek niezbyt imponujący, bo dotyczy rezerwowego zawodnika najgorszego drugoligowego klubu. I już po pierwszym meczu widać, że się wyróżnia na tle innych, co jak najgorzej świadczy o polskiej lidze. Bo dowodzi, jak słaby jest jej poziom i jak łatwo dzięki temu w niej błysnąć. Nasze orły i orzełki czekają w lidze włoskiej po pół roku na debiut albo zaliczają w sumie po kilka minut przez całą rundę…
Polską piłkę czeka kolejna reforma, choć na razie nie wiadomo jeszcze jaka. Przedstawiciele klubów Ekstraklasy zebrali się przed kilkoma dniami i uradzili, że chcą coś robić i poinformowali o tym PZPN.
Dla mnie jedyną sensowną reformą gwarantującą jakieś wymierne korzyści jest przykręcenie kurka z pieniędzmi! To najbardziej przepłacana liga, biorąc pod uwagę jak dużo kosztuje pokazywanie jej w telewizji. Kolejne środki wpompowywane do klubów przynoszą efekt odwrotny od zamierzonego – patrz letnie wyniki w europejskich pucharach.
Piątkowy mecz Lechii we Wrocławiu pokazał co się dzieje, gdy trzeba nagle ograniczyć wydatki. Klub z Gdańska dokonał radykalnych cięć pozbywając się większości podstawowych zawodników. I co? I trudno to było zauważyć na boisku. Powiedziałbym nawet, że drużyna prezentowała się lepiej niż w ostatnich meczach na jesieni.
Trener Piotr Stokowiec posadził na ławce samych dzieciaków (Filip Dymerski – 17 lat, Jakub Kałuziński – 17, Kacper Urbański – 15, Maciej Woźniak – 18, Marcel Wszołek – 17, Paweł Żuk – 19) i wcale nie był mu do tego potrzebny przepis o młodzieżowcu.
Może więc paradoksalnie brak pieniędzy okazuje si ę najskuteczniejszym lekarstwem w leczeniu długotrwałych dolegliwości ligowej piłki?
▬ ▬ ● ▬