Przecież z naturą się nie wygra

Fot. Trafnie.eu

Już wiadomo dlaczego Polska nie zostanie w lipcu mistrzem świata w piłce nożnej. To znaczy – jeśli nie zostanie, bo na razie ciągle ma zastać.

Tak wynika z sondażu przeprowadzonego przez firmę Millward Brown dla „Faktów” TVN i TVN24. Zapytano w nim Polaków, jak oceniają szansę swojej reprezentacji w mistrzostwach, które już za niecałe dwa tygodnie rozpoczną się w Rosji. I aż (uwaga, uwaga!) dwanaście procent uznało, że orły Nawałki zostaną mistrzami świata! Kolejne dziewięć procent uważa, że awansują do finału, ale w nim przegrają.

No, pięknie. Czyli statystycznie co piąta osoba twierdzi, że ich drużyna osiągnie w czerwcu i lipcu największy sukces w historii. Oczekiwania wydają się absurdalne, ale z drugiej strony każdy może myśleć co chce, jego sprawa. Dotychczas reprezentacja dwa razy awansowała do półfinałów mistrzostw, w 1974 i 1982 roku. Godne podkreślenia jest to, że dokonała tego akurat wtedy, gdy absolutnie nikt na nią nie liczył.

W 1974 roku jechała na finały jako zupełny nowicjusz, bo przecież jedyny wcześniejszy awans był jeszcze przed drugą wojną światową. „Złota drużyna” Kazimierza Górskiego okazała się absolutną rewelacją. Osiem lat później znów nikt nie liczył na piłkarzy, którzy przygotowywali się do turnieju w warunkach stanu wojennego i nawet brakowało chętnych, by z nimi towarzysko zagrać.

Czyli, choćby bazując na tych doświadczeniach, wyniki uzyskane w Rosji mogą się okazać odwrotnie proporcjonalne do wiary w sukces drzemiący w narodzie. Zastanawiam się z czego bierze się ów optymizm. Prezes związku tonuje jak może rozbujane nastroje, słusznie zresztą. Był na trzech mistrzostwach więc wie, że wygrywanie na nich nie jest takie proste. Piłkarze też raczej ostrożnie wypowiadają się o szansach. Może ciut bardziej optymistycznie niż ich prezes, ale też bez euforii. 

Skąd więc to szaleństwo w jednej piątej społeczeństwa? Jedyne logiczne wytłumaczenie jakie przychodzi mi do głowy brzmi – siła mediów! Przeciętny obywatel jest od wielu dni bombardowany taką liczbą informacji na temat reprezentacji, że nie każdy potrafi je przetrawić w logiczny sposób, by oddzielić rozbudowane ponad miarę oczekiwania od twardych realiów.

W sobotę miała się odbyć wewnętrzna gierka na zgrupowaniu kadry w Arłamowie. Na jej podstawie selekcjoner chciał wybrać ostateczny 23-osobowy skład na mistrzostwa. Doprecyzujmy – przekonać się komu przydzielić jedno, dwa czy trzy ostatnie miejsca, co do których miał jeszcze wątpliwości.

Jednak owa gierka, czyli jeden z kolejnych treningów na zgrupowaniu, został zaawizowany w mediach tak, jakby był już niemal pierwszym meczem w finałach. Ktoś chyba w niebie trochę się tym pompowaniem balonika zdenerwował, bo zesłał na Arłamów potworną ulewę.

Gierkę odwołano, odbyła się dopiero w niedzielę. Nie poprowadził jej już Szymon Marciniak, bo musiał lecieć do Rosji, aby przygotowywać się do mistrzostw z grupą wyznaczonych arbitrów. A razem z nim poleciał Paweł Gil specjalizujący się w obsłudze VAR przygotowanej z ośmioma kamerami do nadzorowania gierki.

Przynajmniej ci, wierzący w zdobycie mistrzostwa świata, czy przynajmniej awans do finału, gdy to się nie uda, będą mogli niepowodzenia zwalić na naturę. Zakłóciła przygotowania Nawałki rozpisane z pedantyczną precyzją. Wszystko było pod idealną kontrolą, ale przez pogodę plan przygotowań legł w gruzach. Przecież z naturą się nie wygra.

Cóż to za wywody i idiotyczny argument? Jeśli idiotyczny, to na tym samym poziomie, co wiara w zdobycie mistrzostwa świata. Bo z ludzką naturą, przynajmniej niektórych, też się nie wygra.

▬ ▬ ● ▬