Prośba do speców od zarządzania

Fot. Trafnie.eu

Polski klub stał się kandydatem do otrzymania pewnej nagrody. Zastanawiam się, czy jego kibiców w ogóle to interesuje, czy może raczej mocno irytuje?

Tym klubem jest Lech Poznań, nominowany do Nagrody Money.pl w kategorii „Firma Roku” (za: money.pl):

„To pierwszy polski klub piłkarski, który postawił na pełną jawność finansową. Kibice mogą sprawdzić, na co trafiły pieniądze za transfery gwiazd polskiej reprezentacji Roberta Lewandowskiego i Jana Bednarka. A klub przy okazji chwali się rekordami”.

O jakie rekordy chodzi? Jeszcze jeden cytat:

„Ostatnie sezony były najlepsze finansowo w całej historii klubu. Sposób na biznes? Dywersyfikacja przychodów. To jedna z najsilniejszych stron Lecha. Poznaniacy są pod tym względem w czołówce Ekstraklasy. Klub zanotował w ubiegłym roku rekordowe 22 mln zł zysku. Przychody przebiły granicę 100 mln zł - i dotarły do poziomu 116 mln zł. A jeszcze kilka lat temu klub ledwo przebijał granicę 70 mln zł. I o zyski w takim układzie bywało trudno. To się zmieniło”.

Zmieniło się nie tylko to. Także zainteresowanie kibiców występami drużyny. Ostatni mecz Lecha z Zagłębiem Lubin oglądało w Poznaniu 7 855 widzów. Równie niska frekwencja jest dla tego klubu katastrofą. Drużyna, która miała ambicję na mistrzostwo, już dawno straciła na nie wszelkie szanse. Trener, który miał zapewnić klubowi świetlaną przyszłość, został z niego pogoniony zanim jeszcze zdążył na dobre zaczął pracować.

Za co więc ta nagroda? Albo inaczej – co w zarządzaniu klubem jest najważniejsze? Czy właśnie to:

„Wpływy do klubowej kasy rozkładają się po równo w kwestii transferów, sponsoringu, reklam, wpływów z dnia meczowego oraz przychodów z transmisji. Do tego Lech Poznań generuje wysoką wartość mediową dla sponsora tytularnego”.    

Jeśli tak, jak zareagują kibice, gdyby Lech otrzymał nagrodę? Jak już reagują, kiedy jest do niej nominowany? Bo przecież dla nich drużyna w tym sezonie dołuje w sposób wręcz trudny do wytłumaczenia. Mówienie im teraz o rekordach i nagrodach jest trochę jak strzelanie sobie samobója.

Różni spece od zarządzania próbują od lat przekonywać, że piłka nożna stanowi taki sam rodzaj biznesu jak każdy inny, więc można w niej kopiować sprawdzone wzorce, by osiągnąć sukces. Zwolennicy podobnych teorii nie rozumieją istoty futbolu.

Załóżmy, że jakaś firma zdobyła określony procent rynku w danej branży. Jeśli w kolejnym roku ulegnie on minimalnej zmianie, z pewnością zostanie dokładnie zanalizowany, by podjąć określone kroki. Wątpliwe jednak, by z tego powodu doszło w firmie do rewolucji.

W piłce minimalna zmiana, jeden punkt, czy nawet jedna bramka, może oznaczać utratę mistrzostwa, porażkę w finale. A drugie miejsce w lidze, porażka w finale dla wielu klubów (Real Madryt, Barcelona, Bayern, PSG, Juventus Turyn…) oznacza katastrofę. Mogą zacząć spadać głowy...   

Warto, by spece od zarządzania, niekoniecznie mający pojęcie o piłce, ten drobiazg zauważyli. Bo kibiców Lecha bardziej od biznesowych nagród interesuje jednak pierwsze miejsce w tabeli. Gdyby wierzyć komunikatom wysyłanym w ostatnich latach przez spółkę Ekstraklasa S.A., mamy jedne z najlepiej zorganizowanych, zarządzanych i pokazywanych rozgrywek ligowych na świecie. Szkoda tylko, że coraz słabsi regularnie leją nas w europejskich pucharach.

 ▬ ▬ ● ▬