2013-02-22
Prezes z innej rzeczywistości
Właśnie rozdano polskie piłkarskie Oskary, zabrakło tylko czerwonego dywanu. W tym roku wszyscy znaleźli się w cieniu nowej gwiazdy.
Zawsze uważałem polską ligę za jedną z najciekawszych w Europie. Pokażcie mi inną, w której tyle się dzieje? A, że głównie poza boiskiem? Jak w życiu – coś za coś. Znałem kiedyś redaktora, który mówił: „Dla mnie liga mogłaby w ogóle nie grać. Same boki mi wystarczą, tyle się dzieje”. Aż tak pokręcony nie jestem, ale śledząc wydarzenia ostatnich dni trudno nie przyznać racji – liga jeszcze się nie zaczęła, a już wydarzyło się więcej (boki!) niż podczas regularnego sezonu. Bohaterem nad bohaterami został prezes Legii - Bogusław Leśnodorski. Wszystkie szanujące się media, nawet te, które trudno podejrzewać o bliższe zainteresowanie futbolem, postanowiły sobie za punkt honoru uwiecznić go w swoich publikacjach.
Leśnodorski zdecydowanie różni się od poprzedników. Bardziej kibic, niż korporacyjny urzędnik, z którym musi się kojarzyć prezes ligowego klubu. To jego chcieli, a nie on chciał. Ma kancelarię prawniczą, na życie mu wystarcza, piłka jest więc dodatkiem, a nie kolejnym krokiem w karierze. Może dlatego nie boi się fotografować w klubowych gabinetach z deską snowbordową i szafą grającą w tle? Kto oprócz niego miałby odwagę mianować damę kierownikiem drużyny? [Przy okazji - pozdrowienia dla pani Marty Ostrowskiej! Mam nadzieję, że wkrótce się poznamy.]
Wystarczyło, że zrobił kilka transferów, dogadał się z kibicami (na jak długo nie wie nikt!) i już stał się bohaterem mediów nie tylko piłkarskich. Otrzymał Oskary za osobowość roku i efekty specjalne, a Legii załatwił tytuł mistrzowski jeszcze przed pierwszą wiosenną kolejką.
Trudno mieć pretensje do Leśnodorskiego, że zrobił to, co zrobił. Dostał wolną rękę, kierował się swoją logiką (jeszcze nie skażoną piłkarską rzeczywistością), raczej na pewno nie chęcią autopromocji. Co z tego wyjdzie, zobaczymy w czerwcu. Na razie wiadomo tylko, że na Łazienkowskiej napompowano balon do granic wytrzymałości. Pamięć mają krótką, albo nie potrafią zauważyć co się dzieje zaraz za płotem ich stadionu. Kto miał być ostatnio murowanym mistrzem jak Legia? Polonia prezesa Wojciechowskiego! Podobne deklaracje po sfinalizowaniu transferów, tylko efekt opłakany. Nikt wtedy nie podjął próby przeanalizowania zakupów – czy to na pewno te, co trzeba? Wojciechowskiego już nie ma, jest za to nowy pewniak do tytułu. I nowe transfery z góry okrzyknięte hitowymi.
Podobno Legia może przegrać tylko sama ze sobą. No to ja twierdzę, że w pierwszej kolejce może przegrać też z Koroną. Bo nie bardzo chce mi się wierzyć, że wygra. Przecież to logiczne. W Kielcach nikt łatwo nie wygrywa, a na pewno nie w pierwszym meczu po okresie przygotowań. Leszek Ojrzyński tak ostrzy swoje „Scyzoryki”, że lepiej uciekać z nogami. W sobotę nie musi nawet motywować żadnego. Każdy będzie tak naładowany, że gdyby przyłożyć żarówkę z dwoma kablami, zaświeci na pewno. Hasło „Legia nie do ogrania” działa w lidze jak elektrownia doładowująca energią do maksymalnego poziomu. A już „Scyzoryki” Ojrzyńskiego, nawet ponad miarę.
Jeśli ktoś na Łazienkowskiej uważa, że w kolejnych meczach będzie łatwiej, rozwiewam wątpliwości - NIE BĘDZIE NA PEWNO. Niech się więc nie martwią na zapas ci, którym wydawało się, że w lidze pozamiatane jeszcze przed pierwszym gwizdkiem i zabraknie emocji. NIE ZABRAKNIE NA PEWNO. Ostatecznie to Ekstraklasa. Pokażcie mi inną ligę, w której tyle się dzieje?
▬ ▬ ● ▬