2013-02-07
Pomidorowe refleksje po Dublinie
Zapanowała prawdziwa histeria po porażce z Irlandią. Czy nastąpił koniec świata? Nie, to tylko przegrała drużyna tak chwalona za remis z Anglią.
Waldemarowi Fornalikowi przybyło od wczoraj wielu doradców. Oczywiście wszyscy lepiej od niego zestawiliby jedenastkę w przegranym meczu z Irlandią. I oczywiście wiele jego decyzji było zupełnie niezrozumiałych. Żeby nie pozostawiać wątpliwości - to ten sam trener wychwalany pod niebiosa za (tylko) zremisowany październikowy mecz z Anglią!
Mnie podobne opinie nie dziwią, już się do nich przyzwyczaiłem. Czyli generalnie przyzwyczaiłem się do pewnej sinusoidy nastrojów. Niestety oczekiwania wobec reprezentacji Polski od wielu lat są znacznie większe, niż jej możliwości. Szczególnie po EURO 2012 trudno się pogodzić z faktem, że kraju, który stać na zorganizowanie takiej imprezy na pięknych stadionach, nadal nie stać na drużynę, którą z przyjemnością by się na nich oglądało.
Może dlatego z reprezentacją związane są często tematy zastępcze, tylko pozornie bezpośrednio jej dotyczące? Ostatni przykład – powrót Boruca do kadry i jego rywalizacja ze Szczęsnym. Gdyby jakiś nierozeznany w temacie cudzoziemiec nagle pojawił się w Polsce i zaczął zgłębiać informacje pojawiające się na ten temat, mógłby dojść do wniosku, że od występu bramkarza Southampton przeciwko Irlandii zależy, czy drużyna Fornalika zdobędzie za rok mistrzostwo świata w Brazylii, czy nie. Mecz w Dublinie pokazał, co akurat nie jest żadną niespodzianką, że obsada bramki to najmniejszy problem, którym powinniśmy się zajmować. Ale za to bardzo wdzięczny, bo można nim jechać przez tydzień, nawet przymykając oczy na ewentualną odpowiedź w dobrze znanym stylu - „Pomidor”.
Porażka z Irlandią tylko potwierdziła, że prawdziwym problemem jest słabość defensywy i niestety powtarzające się błędy przy stałych fragmentach gry. Czy to przypadek, że Marcin Wasilewski, jeden z potencjalnych filarów polskiej obrony, właśnie stracił miejsce w składzie Anderlechtu?
Równie wielkim problemem jest brak kreatywnego zawodnika w środku pola. Takiego, który by tam rządził i dzielił. Może wtedy nikt by się nie zastanawiał dlaczego Robert Lewandowski w Borussii strzela bramkę za bramką, a w reprezentacji nie. W meczach Dortmundu piłka szuka jego, w kadrze sam musi jej szukać. Poza tym, to ten sam piłkarz. Między bajki można włożyć bzdury, że tam mu się chce, a tu nie. Po raz pierwszy od kilku meczów miał jakieś okazje strzeleckie, ale nie potrafił ich wykorzystać. Może następnym razem, bo snajper ze stuprocentową skutecznością jeszcze się nie urodził.
Przy braku klasycznego rozgrywającego, siłą polskiej drużyny były dynamiczne akcje bocznych pomocników. Czy to przypadek, że akurat ten najważniejszy z nich, Jakub Błaszczykowski, zagrał w Dublinie słabiej, gdy zabrakło za jego plecami partnera z Borussii, kontuzjowanego Łukasza Piszczka? A może potencjał drużyny jest tak skromny, że brak tylko jednego ważnego ogniwa od razu bardzo wyraźnie rzutuje na obraz całości?
Na pewno porażka 0:2 z Irlandią chluby nie przynosi, bo to co najwyżej zespół wyrobników. A strzelił dwie bramki stwarzając sobie dosłownie jedną sytuację! Jak to możliwe? Możliwe, bo trzy pozostałe okazję stworzyli mu obrońcy gości (Wawrzyniak, Wasilewski, Perquis) źle wybijając piłkę. To właściwie najbardziej… optymistyczny wniosek z meczu w Dublinie. Polacy tak naprawdę przegrali sami ze sobą, więc może też we własnym gronie uda się wyeliminować błędy przed marcowymi meczami eliminacyjnymi do mistrzostw świata? Nawet jak się uda, jedno się nie zmieni. Jeśli reprezentacja Fornalika ogra Ukrainę, dokona tego co najwyżej przeciętna europejska drużyna...
▬ ▬ ● ▬