2015-08-28
Pół sytuacji, trzy bramki
Lech i Legia zagrają w fazie grupowej Ligi Europejskiej. To niewątpliwy sukces. Pod warunkiem, że nie zna się jednej opinii z… Kazachstanu.
Zacznę więc od tej opinii, żeby mieć ją z głowy. W czwartek trafiłem na tekst o klubie FK Astana, który będzie sensacyjnym uczestnikiem fazy grupowej Ligi Mistrzów. I zmorą tych, którym przyjdzie z nim grać, czyli zaliczyć wyprawę do środka Azji, do Kazachstanu. Na przykład Benfikę Lizbona czeka taka podróż ponad siedem tysięcy kilometrów.
Drużyna z Kazachstanu bardzo chciała trafić w kwalifikacjach na… Lecha Poznań, uznając, że byłby dla niej najsłabszym rywalem na drodze do wymarzonych rozgrywek. Nie trafiła, ale i tak sobie poradziła.
Niestety taką opinię ma w świecie polska klubowa piłka, a przynajmniej jeden z jej przedstawicieli, który bardzo się starał, by przegrać wcześniej w kwalifikacjach z FC Basel, zresztą z powodzeniem. Dlatego wylądował w kolejnych kwalifikacjach do Ligi Europejskiej. I tu na szczęście okazało się, że są jeszcze słabsi. Bo to rozgrywki trzeciej kategorii dla tych, dla których nie starczyło miejsca w Lidze Mistrzów. Jeszcze ośmiu z trzecich miejsc w grupie dołączy do nich na początku przyszłego roku.
Tylko drobna uwaga kończąca ten wątek. Gdyby ktoś nadal nie skojarzył, Kazachstan będzie przeciwnikiem Polski w najbliższych eliminacjach do mistrzostw świata. Czy orły Nawałki też były wymarzonym rywalem przed niedawnym losowaniem w Sankt Petersburgu?
Oglądałem w czwartek w telewizji mecz Lecha. Końcówka strasznie mnie znudziła. Drużyna z Poznania ponownie pokonała Videoton, tym razem 1:0 na Węgrzech, pewnie awansując do fazy grupowej. Za wiele się na boisku nie działo, więc stąd moje znudzenie.
Szybko jednak przywołałem się do porządku, gdy oglądałem kolejny mecz, Legii z Zorią Ługańsk w Warszawie. Zamarzył mi się brak emocji w zamian za pewny awans. A było akurat odwrotnie. Bo to nie Legia w rewanżu dyktowała warunki, więc jej zwycięstwo w pierwszym meczu w Kijowie okazało się bezcenne.
Kibice na Łazienkowskiej przygotowali okazałą oprawę nawiązującą do marketingowego hasła lansowanego przez klub w tym sezonie - „Gotowi do walki”. Niestety piłkarze z Warszawy sprawiali wrażenie, że nie są gotowi do otwartej walki. Ulubionym sposobem konstruowania ich akcji było wstrzeliwanie na połowę rywali długich piłek na walkę, a w roli rozgrywającego często występował Dusan Kuciak.
Słowak w tej roli spisywał się niestety lepiej, niż broniąc strzały rywali. Szczególnie dwa z rzutów wolnych, po których padły bramki. Druga będzie tematem wnikliwej analizy, co zapowiedział po meczu trener Henning Berg. I dobrze, bo gdyby Legia miała zamiar w fazie grupowej zaliczać takie klopsy, każdy jej mecz byłby przeżyciem tylko dla odważnych.
Na szczęście w rewanżu z Zorią potrafiła też sama wykańczać akcję. Strzelić trzy bramki i wygrać mecz 3:2, mając dosłownie pół dogodnej sytuacji? Oto jest sztuka! Dlatego nie ma co kwękać, trzeba chwalić. Legia wykazała się (także w pierwszym meczu w Kijowie) rewelacyjną skutecznością i wygrała dwa razy, choć nie musiała (może nawet nie miała prawa!) wygrać.
Na koniec jeszcze zasłyszana na trybunach anegdotka. Jeden z redaktorów pojechał przed tygodniem do Poznania obsługiwać pierwszy mecz Lecha z Videotonem. Zainteresowany też drugim polskim przedstawicielem w Lidze Europejskiej, grającym tego samego dnia, zapytał:
- Będzie można gdzieś obejrzeć w telewizji Legię?
W odpowiedzi usłyszał:
- Legii nie można, ale Zorię tak...
▬ ▬ ● ▬