2014-08-29
Pokaz siły z różową świnką
Jeśli jakiś niedowiarek jeszcze się łudził kto rządzi polską piłką, w czwartkowy wieczór powinien pozbyć się resztek złudzeń. Inscenizacja w Warszawie nie pozostawiła wątpliwości.
Kibice Legii przed meczem Ligi Europejskiej z Aktobe rozprawili się z UEFA. Bo tak należy odebrać przedstawienie jej na „Żylecie” jako wielkiej różowej świni z napisem sugerującym, że liczą się dla niej tylko pieniądze, i festiwalem płonących rac. Napis trochę nielogiczny, bo od kilku lat polskie kluby mają o wiele łatwiejszą drogę do Ligi Mistrzów, kosztem tych z najlepszych lig zachodnich. A to wiąże się z pewnością z mniejszymi wpływami z rozgrywek, ale zostawmy ten wątek. Wiadomo, że chodziło o ostatnią decyzję związaną z Celtikiem.
Gdy przed meczem z Aktobe przeczytałem, że nad Legią wisi topór po poprzednich wybrykach i ewentualną recydywą, byłem święcie przekonany, że to wspaniała zachęta do działania, na pewno wykręcą jakiś numer. Przecież nikt nie będzie dyktował kibicom co mają robić. Oni grają w swojej lidze, w której za to, co wywinęli, otrzymuje się tyle punktów, że duma rozpiera. A klub? Niech się cieszy, że ma kibiców. Prezes przecież to jeden z nich. Pokazali mu kto w jego klubie rządzi. Jeszcze będzie miał za ten pokaz karę do zapłacenia, jeśli tylko na karze pieniężnej nałożonej przez UEFA się skończy.
Czwartkowa inscenizacja w Warszawie została poprzedzona zwolnieniem prezesa Wisły przez kibiców. Pamiętam jak w ubiegłym sezonie trener Lecha Mariusz Rumak został po meczu pucharowym wezwany przed trybunę, by się wytłumaczył. Tam też hierarchia została jasno określona. Przyznać trzeba, że Henning Berg błyskawicznie pojął panujące w Polsce zasady. Po spotkaniu z St. Patrick w Dublinie też zagonił swoich zawodników na pogawędkę przed trybunę, gdy już chcieli schować się w szatni.
Teraz Norweg powinien skupić się na piłce. Legia grupę w Lidze Europejskiej trafiła wymarzoną. Skoro, jak twierdzi Berg, jej miejsce jest w Lidze Mistrzów, przez tę gorszą ligę powinna przejść bez zatrzymania.
Metalist Charków z trudem uporał się z Ruchem Chorzów, więc na logikę mistrz Polski powinien się z nim uporać w cuglach. Po meczach z Trabzonsporem przekonamy się czy ma pokrycie w faktach deklaracja jednego z warszawskich piłkarzy, że Legia jest w tym sezonie silniejsza niż w zeszłym. Wtedy Turcy zlali ją dwa razy. No i jeszcze Lokeren, belgijski średniak. Skoro przed rokiem Śląsk odprawił Brugge, więc chyba nawet nie trzeba analizować szans w tej parze.
Legia ma zagrać w maju na Narodowym w finale Ligi Europejskiej. Czy to nie Bartosz Bereszyński postawił taki cel przed sobą i kumplami? Chyba on... Skończył się więc czas przechwałek i bajdurzenia. Panowie, do dzieła! Zobaczymy teraz co naprawdę znaczy Legia. Jak wielkiej pewności siebie nabrali jej zawodnicy przekonałem się pod koniec meczu z Aktobe. Grali, jakby chcieli pokazać całemu światu, że nie są godni walki z takimi cieniasami, że to dla nich wręcz poniżające.
Zamiast konstruować akcje, próbowali jakiś zagrywek, które miały przede wszystkim ośmieszyć rywala. A wszystko jakby od niechcenia, na dużym luzie, z wielką nonszalancją. Zdecydowanie za wielką. Chwilami wyglądało to żenująco. Taki na przykład Radović głównie chodził po boisku, a tylko czasami biegał, co chwila irytując widzów na trybunach kolejnym dziwnym zagraniem.
Mam nadzieję, że to był jednorazowy popis Legii, pokraczny sposób odreagowania zawodników za te nieszczęścia z wyrzuceniem z Ligi Mistrzów. Przy słabiutkim Aktobe jeszcze żadnej kary nie było. Ale jeśli Legia zagra tak z silniejszym rywalem w grupie Ligi Europejskiej, dostanie takie bęcki, przy których kac po Celtiku okaże się miłym wspomnieniem.
▬ ▬ ● ▬