2020-09-24
Pogadanka o… „szrocie”
Lech Poznań awansował do ostatniej rundy kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej. A zrobił to w sposób, który w jego ojczyźnie wywołał prawdziwy zachwyt.
Wielki mecz, znakomity styl, piorunujący styl, maestria, koncert – oto słowa zaczerpnięte tylko z kilku tytułów tekstów sławiących wysokie zwycięstwo Lecha na Cyprze, gdzie zlał Apollon Limassol aż 5:0.
Teoretycznie nie miał prawa wygrać tak wysoko. Jeśli nie przeważał argument o własnym stadionie, bo przecież mecz odbywał się bez kibiców, to na korzyść gospodarzy zdecydowanie przemawiało miejsce w rankingu UEFA. Polska zajmuje w nim niechlubną 29. pozycję, podczas gdy Cypr 16.! Różnica ogromna i taka sama była widoczna na boisku, ale, teoretycznie wbrew logice, w przeciwną stronę. To kolejny dowód, że w piłce nie zawsze warto kierować się logiką.
Początek meczu był dla Lecha zły, czy nawet bardzo zły. W ciągu pierwszej minuty gry gospodarze zdołali oddać aż dwa strzały na bramkę. Ale z upływem kolejnych ich przewaga nie była już tak wyraźna, a pod koniec meczu stanowili wyłącznie tło boiskowych wydarzeń.
Po wielu latach koszmaru polskich drużyn, z czym zaczęły się mocno kojarzyć ich letnie występy w europejskich pucharach, fajnie doświadczyć takiej odmiany. Czy dotyczy tylko Lecha, czy także Legii i Piasta, przekonamy się wkrótce. W tej euforii po środowym zwycięstwie warto jednak pamiętać, że prawdziwe puchary w Europie jeszcze się nie zaczęły. Dlatego nie podniecajmy się nimi za bardzo i poczekajmy tydzień, do ostatniej rundy kwalifikacyjnej. Bo dopiero wtedy okaże się, czy te wcześniejsze zwycięstwa miały jakiś sens. Dla drużyn, które w tej rundzie odpadną, poza statystycznym (punkty za zwycięstwa do rankingu UEFA) innego sensu mieć nie będą.
Dla mnie zwycięstwo Lecha stało się okazją do przekornej refleksji. Zanim opiszę dlaczego, najpierw się pochwalę tekstem sprzed tygodnia, w którym wychwalałem dwóch jego grajków – Pedro Tibę i Daniela Ramireza. Gdy już został opublikowany przez głowę przeleciała nawet myśl, czy nie zapachniało wazelinką? W odróżnieniu od wielu mediów nie mam zwyczaju wychwalać kogokolwiek z byle powodu.
Portugalczyk z Hiszpanem szybko jednak odwdzięczyli się za komplementy na temat ich kreatywnej postawy w barwach Lecha. Obaj byli głównymi autorami jego triumfu na Cyprze. Ramirez zaliczył trzy asysty, a Tiba dwa gole i asystę! Ich poszczególnych akcji i zagrań nie będę opisywał, bo lepiej je obejrzeć, co z pewnością nie powinno być dla nikogo problemem w internecie.
Być może problemem dla niektórych będą za to ich wyczyny, bo przecież to zagraniczny „szrot” w naszej wspaniałej lidze. Co prawda nikt nigdy precyzyjnie nie zdefiniował tego hasła, co nie przeszkadza mu powracać co sezon z regularnością pór roku. Z reguły temat powracał właśnie latem, gdy dzielne polskie drużyny odpadały z kwalifikacji do europejskich pucharów szybciej, niż zorientowały się, że w nich uczestniczą.
Wtedy zaczynało się szukanie przyczyn kolejnej porażki i z reguły wniosek był jeden – zagraniczny „szrot” zabiera miejsce naszej zdolnej młodzieży, dlatego „szrot” trzeba pogonić, a składy drużyn zapełnić młodzieżą.
Ktoś powie, że posuwam się to efekciarskich wniosków, bo przecież Tibę kupiono za milion euro, więc przyleciał do Polski jako gwiazda. Nie przypominam sobie jednak, by w rodzimych mediach był wymieniany wśród chlubnych wyjątków. Bo za takie od lat uważani byli występujący w Legii - Serb Danijel Ljuboja i Belg Vadis Odjidja-Ofoe.
A 28-letni Ramirez? Czyż nie podpada idealnie pod definicję, skoro nie mieścił się w podstawowym składzie drugoligowego (pierwszoligowego tylko z nazwy) Stomilu Olsztyn? I jeszcze pytanie – jaki byłby wynik meczu Lecha z Apollonem bez Portugalczyka i Hiszpana w składzie? Żaden, bo z całą pewnością wicemistrz Polski odpadłby we wcześniejszych rundach. A występy samej zdolnej poznańskiej młodzieży przypominały by bez wspomnianej dwójki grę innych polskich drużyn, raczej ciężkostrawną.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że cwanym agentom udało się wcisnąć do ligi wielu grajków, którzy bez żadnej przenośni zasługują na określenie „szrot”. Ale ponieważ nie cierpię generalizacji, do szału doprowadza mnie obciążanie winą za wszystkie grzechy polskiej klubowej piłki wyłącznie zagranicznych piłkarzy zabierających miejsce naszej (podobno?) wyjątkowo uzdolnionej młodzieży.
Dlatego cieszy mnie, że Tiba na spółkę z Ramirezem dopisali w środowy wieczór puentę do mojej puenty jednego z tekstów sprzed sześciu lat:
„Wszystkim życzę, by oceniali innych za to, co potrafią, a nie jaki mają paszport. Często ci sami, którzy narzekają na piłkarski „szrot”, płodzą laurki agentom ten „szrot” sprowadzającym”.
▬ ▬ ● ▬