Piłkarzom wolno wszystko

Jeden z angielskich menedżerów przeszedł we wtorek do historii. Bynajmniej nie ze względu na wyniki uzyskiwane przez jego drużynę, tylko…

Alan Pardew został zawieszony przez angielską federację (The FA) aż na siedem meczów i musi jeszcze zapłacić grzywnę w wysokości sześćdziesięciu tysięcy funtów. Podczas pierwszych trzech nie może przebywać nawet na stadionie.  W pozostałych czterech zasiądzie na trybunach, zamiast na ławce. Do tego trzeba dodać grzywnę nałożoną wcześniej przez jego pracodawcę, Newcastle United, w wysokości stu tysięcy funtów!

Tak surowo jeszcze nikogo nie karano. To następstwo incydentu kwadrans przed końcem wyjazdowego meczu Newcastle z Hull City, który odbył się pierwszego marca. Pardew dał się sprowokować piłkarzowi rywali Davidowi Meylerowi, który go odepchnął. Wtedy zareagował jak kogut, wykonując ruch głową.

Można to nazwać uderzeniem, albo raczej jego zamarkowaniem, by odreagować zaczepkę. Zaatakowany nawet nie próbował udawać, że otrzymał prawdziwy cios. Raczej rwał się do bitki i trzeba go było przed nią powstrzymywać. Menedżer Newcastle został natychmiast odesłany przez sędziego na trybunę. Meyler zobaczył tylko żółtą kartkę i dograł spokojnie do końca.

Nie mam zamiaru rozgrzeszać Pardewa. Zachował się idiotycznie i za to teraz zapłaci. Widać pod jakim ciśnieniem są trenerzy (menedżerowie). Presja wyniku coraz większa, emocje też. Czasami niestety poza kontrolą.

Pardew objął drużynę Newcastle United w grudniu 2010 roku. Pamiętam jak przed początkiem kolejnego sezonu typowany był jako pierwszy menedżer do zwolnienia w Premier League. Zrobił wszystkim psikusa, bo zakończył rozgrywki na piątym miejscu, wywalczając awans do Ligi Europejskiej. Został też wybrany najlepszym menedżerem sezonu. Dlatego gdy na niego patrzę, zawsze mówię sobie pod nosem:

„A ty jeszcze tam pracujesz…”

Jego przypadek jest ciekawy także z innego powodu. W informacji dotyczącej ukarania Pardewa nie znalazłem nawet słowa o sankcjach dla Meylera. A to przecież on sprowokował całe zamieszanie i zachowywał się znacznie bardziej agresywnie. Czyli poza jedną żółtą kartką nic więcej mu nie grozi. Wynika z tego jasno, że na boisku piłkarzom wolno wszystko. Przewracają się o własne nogi próbując wymusić rzut karny, ale nikt ich nie piętnuje. Jeśli jednak sędzia się pomyli w podobnej sytuacji, natychmiast ktoś chce go wieszać.       

Sprzeczka Pardew – Meyler dowodzi, że trenerzy też są z góry na straconej pozycji. Czy ktoś pamięta, żeby piłkarz za zamarkowanie uderzenia głową wisiał siedem meczów? Wątpię…

Chyba nie tylko mnie drażni takie podejście do sprawy. Na jednej z angielskich stron internetowych znalazłem pytanie do czytelników - czy kara siedmiu meczów dla Perdewa jest słuszna? Aż 45 procent odpowiedziało, że nie.

▬ ▬ ● ▬