2016-12-23
Piłkarscy żartownisie
Jeśli zachwycacie się internetem, powinniście wiedzieć, że nie ma rzeczy idealnych. Potrafi być wyjątkowo wredny, bo strasznie pamiętliwy.
Dlatego zanim coś napiszę, pięć razy się zastanawiam, czy nie zawiodła mnie pamięć? Czy nie palnąłem wcześniej czegoś zupełnie odwrotnego? Bo na strzał wystawić się łatwo, by później za skuchę zapłacić. Internet niczego ci nie zapomni! Wystarczy moment, wyszukiwarka, temat i można przekonać się, kto ma krótką pamięć albo wielki tupet. Najczęściej i jedno, i drugie.
Jerzy Dudek został odpytany przez Wirtualną Polskę. Wypowiedział się na kilka najbardziej aktualnych piłkarskich tematów. Między innymi podsumował nieszczęsne przejście Bartosza Kapustki do Premier League:
„To nie jest liga dla tak młodego, technicznego zawodnika. Musiałby mu trener dawać mnóstwo szans, a tam nie ma nawet pół minuty, żeby się pokazać. To bardzo smutne. Nie wiem, kto mu doradzał ten transfer, ale widać, że ktoś chciał go na siłę wypchnąć z Cracovii. I to źle się skończyło. On musi podjąć radykalną decyzję i po świętach zmieniać klub. Szkoda czasu, jest za młody aby nie grać”.
Zainteresowała mnie kwestia - „nie wiem, kto mu doradzał ten transfer”, bo wydaje się, że Dudek obszedł się z nią wyjątkowo miłosiernie, zupełnie nie rozwijając. To znaczy obszedł się miłosiernie w tym, kto sam przyznał się w sierpniu, co doradzał menedżerowi Leicester City, który kupił Kapustkę (za: przegladsportowy.pl) :
„Rozmawiałem z Claudio Ranierim jak kolega z kolegą. Po meczu z Irlandią Północną pytał mnie o Bartka: jaki to piłkarz, jak się zachowuje poza boiskiem, co sądzę o jego potencjale. Podstawowe rzeczy. To normalne, że gdy kogoś znasz, pytasz go o opinię. Chcesz mieć jak najszerszy pogląd na sprawę. Nie przypisuję sobie żadnych zasług. Poleciłem go, bo chłopak ma wielki talent. Powiedziałem, że jest utalentowany, ma szybką nogę, świetny technicznie, normalny chłopak”.
Autor powyższej wypowiedzi? Chyba łatwo zgadnąć – prezes PZPN Zbigniew Boniek. Dobrze, że chociaż „nie przypisuje sobie żadnych zasług”, bo raczej za bardzo nie ma czego.
Teraz Tomasz Hajto. Jak zawsze w formie, czyli samopoczucie tradycyjnie mu dopisuje. Na samym początku wywiadu, który z nim przeprowadzono, postawił niektórych do pionu (za: wp.pl):
„W ekstraklasie debiutowałem w 1990 roku, prawie 30 lat temu. To szmat czasu. Wielu z tych dzieciaków, które dzisiaj piszą na mój temat w internecie, nie było wtedy jeszcze na świecie, nie wie, że grałem na mistrzostwach świata, w Bundeslidze”.
Ponieważ byłem już na świecie gdy pan Tomasz biegał za piłką i znam dobrze jego dokonania, zdobyłem się na odwagę, by przeanalizować kolejne cytaty z wywiadu. Szczególnie ten dotyczący pracy trenera Hajty w Tychach w sezonie 2014/15. Objął drużynę po rundzie jesiennej na dnie tabeli z misją utrzymania w pierwszej lidze. Niestety spadła z hukiem. Tak ten okres wspomina dziś:
„W GKS wymagałem od wszystkich profesjonalizmu, a zderzyłem się z ogólnym „nie”. Nie chcę tego rozwijać, po prostu nie interesuje mnie praca w środowisku, w którym nie można mówić o profesjonalnym podejściu do futbolu”.
Chyba jednak ma krótką pamięć, bo coś się nie zgadza. Tuż przed startem rundy wiosennej, w marcu 2015 roku, mówił tak (za: sport.pl):
„Dziś jestem większym optymistą niż w grudniu, gdy zostałem trenerem GKS-u. Poznałem klub, poznałem piłkarzy. Cieszyłem się na pracę na Śląsku. Znam ten region, ludzi. To ludzie zdolni do poświęceń i ciężkiej pracy. Wiem, że piłkarze, których mam w zespole, chcą udowodnić, że miejsce, które zajmuje dziś GKS, to przypadek, zbieg niefortunnych okoliczności i decyzji”.
Na koniec jeszcze o dwóch trenerskich ofertach, jakie Hajto miał na wiosnę tego roku:
„A o kwestiach finansowych to już nawet nie wspominam, bo fakt, że w ekstraklasie trenerowi proponuje się pensję na poziomie 25 tysięcy złotych, to po prostu żart. Jako trener przez 24 godziny na dobę jesteś pod ostrzałem: przejmujesz problemy zawodników od bolącego palca po poród żony, mierzysz się z krytyką mediów, jesteś w ciągłym kontakcie z właścicielami, planujesz, myślisz o transferach, przewidujesz, kogo ci sprzedadzą, jak to poukładać. Nie wyobrażam sobie pracy na takich warunkach w ekstraklasie, niech to biorą desperaci. Powiedziałem im, żeby poszukali sobie kogoś mającego tyle na sumieniu, że zgodzi się na wszystko”.
Nieśmiało przypomnę, że rozmawiamy o proponowanych pensjach w kraju, w którym dwie trzecie obywateli dostaje co miesiąc na rękę dwa tysiące złotych. Ale rzeczywiście lepiej nawet nie podejmować rozmów z żartownisiami z klubów Ekstraklasy. To wyłącznie dla desperatów. Najbliższym miejscem, gdzie trenerom płacą dużo lepiej, jest Bundesliga. POWODZENIA!!!!
▬ ▬ ● ▬