2014-05-10
Piątka do zera i diabelski trójkąt
W piątek w Ekstraklasie naprawdę sporo się działo, choć odbyły się tylko dwa mecze. Tylko czy aż? W jednym mnóstwo bramek, a drugi może okazać się mocno rozwojowy.
W Warszawie Legia zdemolowała Wisłę pięcioma trafieniami. Poza kibicami Wisły pozostałym obserwatorom mecz naprawdę mógł się podobać. O tym za moment, najpierw słówko o kibicach z Krakowa. Sektor drużyny gości był pusty. Jak powiedział mi jeden z pracowników Legii władze Wisły, ostatnio w stanie wojny z sympatykami swojego klubu, nie chciały brać odpowiedzialności za ich ewentualny występ w Warszawie. Więc piłkarze z Krakowa nie mogli liczyć na doping kibiców z tego miasta w stolicy. Oczywiście stolicy dopiero od 1596 roku!
Teraz o meczu. Szybkie, chwilami wręcz zabójcze tempo, dużo gry z pierwszej piłki. Nikt nie miał prawa się nudzić nawet przez moment. Kibice Legii byli zachwyceni. Zaintonowali: „Piątka do zera, trafiła Legia frajera”. To niestety jedno z niewielu skandowanych haseł nadających się do zacytowania. Do zacytowania, jak zawsze nadają się pomeczowe wypowiedzi Franciszka Smudy. Trener Wisły stwierdził:
„Żadna z tych bramek nie powinna paść. W Ekstraklasie takich błędów się nie popełnia”.
To dlaczego popełniali je piłkarze jego drużyny? Tak mniej więcej uzasadnił:
„Podstawowi stoperzy mają kontuzje i nie mogliśmy z nich skorzystać. I tak co tydzień składamy tę defensywę. Tak nie można grać, nie można walczyć o górne cele”.
Tak grać można, jak się nie ma kim. Tylko wtedy „górnych celów” sobie lepiej nie wyznaczać. Dla dwójki zastępczych stoperów, Michał Nalepa i Michał Czekaj, piątek był sądnym dniem. Na tle wyjątkowo ruchliwych legionistów ich wszystkie braki zostały obnażone w sposób wyjątkowo brutalny. Cwaniak Radović chwilami wręcz znęcał się nad Czekajem, gdy pojął jaką zwrotnością i szybkością dysponuje jego rywal.
Wisła zaczyna płacić za swoje grzechy wielu ostatnich lat. Właściciel klubu nie widział potrzeby inwestowania pieniędzy w szkolenie młodzieży. Twierdził, że taniej wychodzi kupowanie gotowych grajków. Teraz nie ma za co ich kupować, a zdolnych wychowanków brak, więc ławka Wisły wygląda jak wygląda.
Nie mam wątpliwości, że w następnym meczu znów zasiądzie na niej trener Smuda. Po drugim piątkowym meczu nie można powiedzieć tego samego o Oreście Lenczyku. Jego Zagłębie przegrało w Białymstoku z Jagiellonią i jest w coraz trudniejszej sytuacji, naprawdę może spaść z ligi. Według „Przeglądu Sportowego” Lenczyk w najbliższych godzinach straci pracę w Lubinie. Został zatrudniony na jesieni, by uratować zespół przed degradacją. Teraz, według gazety, tej roli miałby się podjąć w czterech ostatnich meczach Piotr Stokowiec (jeszcze niedawno przymierzany do Górnika).
Jeśli informacja okaże się prawdą, wyszedłby z tego istny diabelski trójkąt. Stokowiec został pogoniony z Białegostoku na kolejkę przed końcem fazy zasadniczej (walka o górną połowę tabeli) i rewanżowym meczem półfinałowym Pucharu Polski. Uznano, że jest za cienki, by zmierzyć się z oboma wyzwaniami. Zastąpił go Michał Probierz, zwolniony moment wcześniej z Lechii Gdańsk, i poległ na obu frontach, bo Jagiellonii zabrakło i w grupie mistrzowskiej, i w finale krajowego pucharu. I teraz miałby „zwolnić” Lenczyka, by zrobić miejsce Stokowcomi, którego sam zluzował?
Przy tych wszystkich dymisjach trenerów przydałaby się jeszcze puenta. Chyba najbardziej pasuje ta, z tekstu zaledwie sprzed kilku dni – prezes przecież sam się nie zwolni...
▬ ▬ ● ▬