Panowie, szanujcie się!

Po meczu Polski z Portugalią w rodzimych mediach dominują dwa tematy. Mam na myśli te nie związane bezpośrednio z boiskowymi wydarzeniami.

Bo jeśli chodzi o sam przebieg meczu i wynik, wróciło kilka moich „ulubionych” określeń, jak „koszmar”, „blamaż” czy „kompromitacja”. Gdyby nie daj Boże Polska przegrała w poniedziałek ze Szkocją, na wszelki wypadek kolejny raz przestrzegam tylko, żeby znów ich nie używać. Bo skoro kompromitacja goni kompromitację, nie jest żadną kompromitacją, tylko staje się normą. Mam nadzieję, że to pouczenie na wyrost i się nie przyda, choć z drugiej strony niczego wykluczyć się nie da.

Zanim się o tym przekonamy, jeszcze o meczu piątkowym w Porto i nieszczęsnej sytuacji związanej z niedoszłą zmianą w drugiej połowie Karola Świderskiego, który na boisku się ostatecznie nie pojawił, bo pojawić się nie miał prawa. Jego nazwiska zapomniał bowiem wpisać do meczowego protokołu team menedżer reprezentacji, Łukasz Gawrjołek.

Trener Michał Probierz zareagował wyjątkowo spokojnie na konferencji prasowej po meczu (za: wp.pl):

„To jest błąd ludzki, który ktoś popełnił i też trzeba to umieć zrozumieć. Każdy w życiu popełnia błędy i nie sztuką jest wtedy wieszać ludzi na stosie”.

Tomasz Iwan, były reprezentant, a potem także kierownik reprezentacji, zauważył, że zrzucanie odpowiedzialności tylko na jedną osobę jest uproszczeniem (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Mówimy o zawodniku, który siedzi na ławce, a w ogóle nie powinno go tam być, bo nie był uprawniony do gry. Nie chcę nikogo obarczać personalnie, bo znam Łukasza Gawrjołka. Każdemu może się to zdarzyć, ale powinny być odpowiednie, wielostopniowe zabezpieczenia i weryfikacje. (...)

Dokument ze składem musi być podpisany przez dyrektora oraz kapitana drużyny. Wydaje mi się to wręcz nierealne, żeby tego trzykrotnie nie sprawdzić. Ja zazwyczaj wpisywałem skład i prosiłem kogoś ze sztabu o sprawdzenie. Będąc na stadionie, drukowałem listy w 2-3 egzemplarzach. Przeglądałem je kilkukrotnie, wiedząc, jak istotne jest to przed meczem. Nie wiem, co się wydarzyło wczoraj. Nie chcę personalnie odnosić się do osoby odpowiedzialnej. Zresztą nikt z tego, co widzę, nie chce, ale wyobraźmy sobie, że taka sytuacja zdarza się na mistrzostwach Europy lub świata”.

Mnie jednak bardziej od sprawy Świderskiego zbulwersował inny temat poruszany w mediach. Po meczu w Porto dwóch polskich piłkarzy poczekało na Cristiano Ronaldo, by zrobić sobie z nim pamiątkową fotkę. Portugalski dziennik sportowy „O Jogo” wyeksponował tekst z ilustracją wspomnianego zdarzenia jako jeden z ważniejszych po piątkowym meczu.

Gdyby do wspólnego zdjęcia z Ronaldo stanęli nastolatkowie po raz pierwszy powołani do reprezentacji, potrafiłbym to jeszcze zrozumieć, co oczywiście nie znaczy, że potrafiłbym też pochwalić. Ale niestety sytuacja dotyczyła dwóch graczy odgrywających w obecnej drużynie wiodące role – Piotra Zielińskiego i Nicoli Zalewskiego.

Wyglądało to niestety, jak przyjazd drużyny z głębokiej piłkarskiej prowincji, której przedstawiciele chcieli sobie cyknąć fotkę z największą gwiazdą gospodarzy. Zadziwiające, że mówimy o dwóch zawodnikach grających w znanych klubach w jednej z najlepszych lig na świecie! Nie są jakimiś połamańcami, mają więc co tydzień, nawet częściej, okazję spotykać na boisku grajków podobnej klasy co Ronaldo. Panowie, szanujcie się, bo inaczej sami sprowadzacie się do roli futbolowych prowincjuszy gorszej kategorii.

▬ ▬ ● ▬