2019-07-15
Od czego aż mdli?
Choć mamy pełnię lata w polskich mediach grasuje Święty Mikołaj szerokim gestem rozdający prezenty. Przynajmniej sam obsadza siebie w takiej roli.
Mariusz Piekarski kiedyś zarabiał na życie kopaniem piłki. Podobno miał nieprzeciętny talent. Podobno, bo żeby to sprawdzić, musiałby go w pełni rozwinąć. A nie rozwinął na pewno. I na pewno nie przeszkodziły w tym tylko kontuzje.
Odnoszę wrażenie, że wykonywany zawód go męczył. Nie był stworzony do biegania za piłką. Znacznie lepiej czuje się w innej roli, gdy może poopowiadać o tym, co dzieje się na murawie i wokół niej. A opowiadać lubi, najbardziej o sobie, dając upust narcystycznej… skromności.
Ostatnio jest przepytywany na okoliczność transferów, które przeprowadza, ponieważ pracuje jako agent piłkarski. Właśnie stał się wakacyjnych bohaterem mediów opowiadającym, że niczym Święty Mikołaj rozdaje niewiarygodne prezenty (za: wp.pl):
„Zrobiłem już z nią (z Legią - przyp. red.) sporo transferów i można powiedzieć, że przyniosłem do klubu z Łazienkowskiej dużo pieniędzy - zapewnił były zawodnik na łamach "Przeglądu Sportowego". Po pytaniu o konkretną liczbę, 44-latek odpowiedział "około 100 milionów złotych”.
Zwracam uwagę na czasownik „przynosić”, chyba ulubiony Piekarskiego. Z tą samą skromnością opowiadał już kiedyś o innym klubie. Chodzi o Lechię Gdańsk i sugestię dziennikarza, że jej miejsce w polskiej piłce (w lutym 2017 roku) to także jego zasługa (za: dziennikbaltycki.pl):
„Powiem nieskromnie, że jak najbardziej tak. Jestem jedynym agentem na rynku, który przyprowadził do Polski tak poważnego inwestora, a ten zainteresował się rynkiem w naszym kraju i zainwestował pieniądze w Lechię. Dzisiaj prawdziwi kibice są zadowoleni, bo dzięki takiemu ruchowi mogą oglądać w swoim mieście i w drużynie, której kibicują takich piłkarzy jak Krasić, Borysiuk czy Mila”.
Piekarski popłynął dalej:
„Transfery przeprowadzone z Lechii, w które byłem zaangażowany, dały klubowi blisko trzy miliony euro. Żaden polski agent do Lechii nie przyniósł jeszcze tyle pieniędzy. Wiadomo, że na tej kwocie się nie skończy”.
Można powiedzieć, że to prawdziwy dobrodziej i nawet zacząć zdziwić, że w Warszawie czy Gdańsku nie powstał jeszcze komitet budowy jego pomnika. Na cokole powinien znaleźć się najsłynniejszy (z mojego punktu widzenia) cytat:
„W Polsce w kółko słychać o budowaniu i szkoleniu młodzieży. Aż mdli”.
Mnie z kolei mdli od ciągłego słuchania o kasie i przechwalania się własnymi osiągnięciami, ale widocznie jestem niedzisiejszy. Za to mam dobrą pamięć, więc z łatwością przypomniałem sobie o dokonaniach pana agenta przed pięcioma laty w Lechii Gdańsk, bo pochyliłem się wtedy nad wspomnianym tematem:
„W zimie Piekarski sprowadził do klubu czterech swoich grajków. Oczywiście wszystkich wychwalał pod niebiosa. W klubie w nowym sezonie jest już tylko Maciej Makuszewski. Aleksander Jagiełło nie został w Gdańsku po okresie wypożyczenia. Dla Pawła Stolarskiego, oddany do Zagłębia Lubin, zmieszczenie się na wiosnę w kadrze meczowej stanowiło sukces. Zaur Sadajew dał się poznać przede wszystkim z wybuchowego charakteru. Też już go w Gdańsku nie ma (Lech Poznań). W klubowej kasie nie ma za to pieniędzy, które poszły na prowizje agencyjne”.
Może więc niech Piekarski nie robi z siebie dobrodzieja, który „przynosi” do klubuówpieniądze. Lepiej niech podliczy ile dzięki tym klubom zarobił.
▬ ▬ ● ▬