2016-02-19
O jedno zero więcej
Codziennie czytam coś o Robercie Lewandowskim. Choć nie znam numeru jego konta bankowego, odnoszę wrażenie, że coraz lepiej znam jego stan.
Napastnik Bayernu Monachium stał się wyjątkowo nudny. W każdym meczu strzelać po dwie bramki? Kto to wytrzyma na dłuższą metę? Trudno się więc dziwić mediom, że na wyścigi wałkują temat związany z liczeniem jego faktycznych, wydumanych i przyszłych zarobków. To zawsze wszyscy kupią w ciemno. Sprawdzanie stanu konta innych, szczególnie tych najsławniejszych, stanowi ulubiony sport każdego narodu bez względu na długość i szerokość geograficzną.
W polskich mediach pojawiła się właśnie informacja cytowana za niemieckim brukowcem „Sport Bild” - Lewandowski zarobi sto milionów euro. Zarobi w ciągu pięciu lat, jak podpisze nową umowę z Bayernem. Ale jego agenci na początku lutego mieli już o tym rozmawiać w Monachium. „Super Express” okrasił informację tytułem, że będzie najlepiej zarabiającym polskim sportowcem w historii!
Lewandowski zarobi 20 milionów rocznie. Oczywiście, jeśli informacje są prawdziwe. Na razie zarabia skromne 12 milionów. To wyjątkowo nieuczciwa stawka, biorąc pod uwagę co ostatnio wyrabia na boisku i ile dostają jego kumple z drużyny (Thomas Müller – 19 mln!).
Od razu przypomniała mi się wizyta Cezarego Kucharskiego w Madrycie. Warto było zainwestować w bilet lotniczy, bo wyprawa z pewnością się zwróci z nawiązką. Sprawdziła się więc stawiana wtedy hipoteza, że obecność Kucharskiego na meczu Realu powinna skutecznie zmiękczyć szefów Bayernu przed rozpoczęciem negocjacji. I chyba zmiękczyła…
Na stronie wp.pl znalazłem taką charakterystykę Lewandowskiego:
„To świetnie prosperująca marka, która od kilku sezonów osiąga na rynku reklamowym milionowe wartości. I mimo że Lewandowski dość selektywnie podchodzi do kwestii reklamowania konkretnych produktów i marek, nie da się ukryć, że coraz więcej firm staje w wyścigu o zgodę na pozyskanie jego wizerunku”.
Portal dalej przestrzega:
„Wszystkich chętnych należy jednak w tym miejscu uczciwie uprzedzić, że za pozyskanie polskiego napastnika trzeba płacić coraz więcej. W 2014 roku magazyn „Forbes” wycenił polskiego piłkarza na 1,052 miliona złotych. Zawodnik był wtedy twarzą takich marek jak T-Mobile (wspólnie z żoną), Nike, Phillips, Orange (w wyniku umowy sponsorskiej marki z reprezentacją Polski), Oknoplast czy Coca-Cola. Od tego czasu minęło jednak półtora roku, a Lewandowski zdążył kilka razy wywołać piłkarską sensację, umocnił swoją pozycję w najlepszej niemieckiej drużynie i marketingowo przeskoczył kilka szczebli wyżej”.
A ile trzeba zapłacić za usługi czysto piłkarskie najlepszego polskiego zawodnika? Ten sam portal wybija w tytule innego tekstu:
„Kosmiczne pieniądze! Oto aktualna cena za Lewandowskiego”.
I informuje, że „według fachowego portalu transfermarkt.de wartość Roberta Lewandowskiego nie zmieniła się od października 2015 roku”. Dalej wynosi 70 milionów euro. O pięć więcej kosztuje Müller, jego klubowy kolega.
Trochę mnie ta śmieszy. I że wycena nie drgnęła od października, i że więcej kosztuje Müller, i że to „tylko” 70 milionów. Niech ci wyceniający spróbują za tyle kupić Polaka. Życzę powodzenia.
No i jeszcze te „kosmiczne pieniądze!” w tytule mnie rozbawiły. Skoro Chińczycy płacą teraz za średniej klasy grajka po 30-40 milionów, to naprawdę „kosmiczna cena” za Lewandowskiego powinna zawierać o jedno zero więcej.
▬ ▬ ● ▬