Normalnie już było...

Analiza wydarzeń ostatnich dni nie pozostawia wątpliwości, że w polskiej piłce dzieją się naprawdę ciekawe rzeczy. Czasami niestety aż za bardzo.

Ostatnia kolejka Ekstraklasy, jeszcze nie zakończona, rozpoczęła się od dymisji trenera. To akurat żadna niespodzianka, wręcz norma, bo trenerzy są albo przed dymisją, albo w jej trakcie, albo już po. Jacek Zieliński właściwie od kilku tygodni był w trakcie zwalniania z Cracovii, tak przynajmniej wynikało z medialnych doniesień.

Po piątkowym remisie 2:2 z ŁKS Łódź został zapytany o to na konferencji prasowej odpowiadając, że tak się umówił z prezesem Cracovii, że właśnie on będzie o wszystkim informował, więc odesłał do niego, występując jedynie w roli podwładnego, przykładnie wypełniając polecenie zwierzchnika. I rzeczywiście wkrótce pojawiła się oficjalna informacja w znajomej formie, że Cracovia dziękuje Zielińskiemu, czyli go zwalnia w trybie natychmiastowym.

Trudną ją uznać za zaskoczenie, tak jak i kolejną dotyczącą jego potencjalnego następcy. Nazwisko Dawida Szulczka pojawiało się bowiem w tym kontekście już wcześniej. Ciekawe jest to, że prowadzona przez niego Warta Poznań dzień później przegrała we Wrocławiu ze Śląskiem 1:2, co było jej trzecią porażką w ostatnich czterech meczach, i zajmuje miejsce w tabeli za Cracovią tracąc do niej punkt. Nie słyszałem jednak, by ktoś chciał z tego powodu Szulczka zwalniać.

Oczywiście klub klubowy nierówny. Każdy ma inny potencjał i inne możliwości, ale w związku z tym także inne zdolności do... zwalniania trenerów. Warto więc, by ten pracujący jeszcze ciągle w Warcie wziął to pod uwagę zanim zwiąże się kontraktem z jakimś nowym pracodawcą.

W ostatnią środę odbyły się mecze półfinałowe Pucharu Polski. Kosztowały sporo zdrowia cztery uczestniczące w nich drużyny, skoro w niedzielę zdołały zdobyć w meczach ligowych łącznie tylko jeden punkt. Dokonała tego Jagiellonia Białystok, która zremisowała w Warszawie z Legią 1:1. Piast Gliwice przegrał w Łodzi z Widzewem 1:2, Pogoń w Poznaniu z Lechem 0:1, a Wisła doznała chyba najboleśniejszej porażki, bo w Krakowie z Motorem Lublin 1:3.

Między tym ostatnim meczem a środowym półfinałem, w którym pokonała Widzew 2:1, swój mecz rozegrał jeszcze jej prezes Jarosław Królewski, w związku z tym, że (za:polsatsport.pl):

„W zeszłym sezonie kibice »Białej Gwiazdy« zostali ukarani zakazem stadionowym na dwa mecze wyjazdowe w Fortuna Pucharze Polski. To pokłosie zdarzeń, do jakich doszło podczas spotkania z Motorem Lublin w 1/8 finału rozgrywek. W bieżącej edycji krakowianie wszystkie swoje mecze rozgrywali przed własną publicznością, a zatem nie można było wyegzekwować kary. Finał, który odbędzie się w Warszawie, miałby być pierwszym spotkaniem zaliczonym na poczet wspomnianego zakazu”.

I dlatego Królewski zagroził „władzom PZPN-u, że w przypadku niewpuszczenia kibiców »Białej Gwiazdy« na PGE Narodowy, klub odda mecz walkowerem”!

Do akcji wkroczył prezes PZPN Cezary Kulesza obiecując, że Wisła... (za: X):

„...może liczyć na otwartość ze strony PZPN. Musimy jednak działać w granicach obowiązujących procedur formalnych. Jeżeli złożycie odpowiedni wniosek, to gwarantuję, że zostanie on dokładnie przeanalizowany i sprawiedliwie oceniony”.

Jak widać w polskiej piłce normalnie już było, raczej dawno temu, może jeszcze kiedyś będzie. Na razie ciągle nie wiadomo jak będzie na finale pucharu 2 maja.

▬ ▬ ● ▬